Podczas długiej rozmowy mówiła sporo o akcjach sektora finansowego. Od dawana (od kilku lat) była ona „niedźwiedziem” w stosunku do banków. Tym razem wypowiadała się o nich pozytywnie. Na przykład zalecała kupno akcji Goldman Sachs (prognozuje 15 procentowy wzrost ceny). Wypowiedziała się też pozytywnie o Bank of America.

Podobno dlatego właśnie rosły ceny akcji w sektorze finansowym. „Podobno” dlatego, że minęła już era złotoustych analityków (Ralph Acampora, Aby Joseph Cohen itp.), których słowa są w stanie zatrząść rynkami. Nawet profesor Nouriel Roubini, który dość dokładnie przewidział sam kryzys i jego przebieg, nie ma takiej siły sprawczej.

Owszem, Meredith Whitney jest inteligentna i sympatyczna i być może nawet ma rację, ale gdyby nie to, że rynki już bardzo chciały korekty, a indeks S&P 500 wisiał nad poważnym wsparciem to jej słowa doprowadziłyby do nic nieznaczącego drgnięcia indeksów. Po prostu rynek już dojrzał do odbicia.

Bykom pomógł też Timothy Geithner, sekretarz skarbu USA. Powiedział, że nadal istnieją poważne zagrożenia, ale jest duża szansa, iż zarówno gospodarka USA jak i gospodarka globalna zaczną rosnąć w czasie ostatnich dwóch kwartałów tego roku. Powiedział też, że maksymalny wpływ bodźców wynikających z planu pomocy gospodarce amerykańskiej znacznie być już niedługo odczuwalny.

Reklama

Indeksy giełdowe rozpoczęły sesję bardzo niepewnie. NASDAQ nawet tracił. Jednak już po 30 minutach zaczęły rosnąć, a po następnych dwóch godzinach dotarły na docelowe poziomy (około dwa procent wzrostu S&P 500). Tam rynek się uspokoił. W końcówce sesji skala wzrostów zwiększyła się, bo zamykali pozycje posiadacze krótkich pozycji, W ciągu jednej sesji wróciliśmy do stanu z 2 lipca, co pokazuje, że uważanie byków za obóz przegranych byłoby zdecydowanie przedwczesne. Jednak do wygenerowania sygnału kupna jedna zwyżka nie wystarczy. S&P musiałby przebić 945 pkt.

GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję mocnym spadkiem WIG20. Honoru blue chipów broniła jedynie TPSA. Nawet KGHM mocno taniał, co w dniu ustalenia prawa do dużej dywidendy było sygnałem słabości rynku. Zresztą potem kierunek na tych akcjach się zmienił, ale nie na tyle, żeby pomagać indeksowi. Powrót do poziomu z piątku indeksów na innych giełdach europejskich również u nas poprawił sytuację, ale rynek był wyraźnie słabszy od tego we Francji czy w Niemczech.

Nawet wtedy, kiedy po południu na tamtych rynkach indeksy już całkiem wyraźnie barwiły się na zielono u nas nadal notowaliśmy spadki. Dopiero, kiedy po pobudce w USA indeksy na innych giełdach rosły już o około jeden procent to u nas WIG20 przebił się przez poziom piątkowego zamknięcia. Absolutnym liderem wzrostów był sektor bankowy (tak jak i w Europie oraz w USA). Fixing podniósł WIG20 o kilkanaście punktów, czym postawił kropkę nad i. WIG20 wrócił nad 1.800 punktów potwierdzając, że spadek w ostatnich minutach sesji był wypadkiem przy pracy.