Wszystko zaczęło się jednak w środę, od aukcji obligacji pięcioletnich, na której Ministerstwo Finansów wystawiło na sprzedaż papiery o wartości do 2 mld zł. Sprzedało za 1,1 mld zł, niewiele ponad dolną granicę oferty (1 mld zł). Popyt, jaki zgłosili inwestorzy, wynosił niespełna 2,2 mld zł – co analitycy zinterpretowali jako porażkę resortu.
– Impulsem do osłabienia złotego była nieudana aukcja obligacji w środę. Okazało się, że nie ma popytu, zainteresowanie obligacjami w nowych warunkach jest mniejsze. Na rynku wtórnym mamy postępującą wyprzedaż obligacji. To by wskazywało, że wycofują się inwestorzy zagraniczni – mówi Marek Wołos, analityk TMS Brokers.
– Ta aukcja chyba przeważyła szalę. To był test, czy inwestorzy będą nadal chętnie kupować obligacje po stosunkowo wysokich cenach. Okazało się, że już nie są. To był impuls, który spowodował wiekszą przecenę obligacji na rynku wtórnym – mówi Marek Kaczor z PKO BP.
Swoje dorzuciły raporty instytucji finansowych z zagranicy. Najpierw na rynek trafiła analiza pracownika agencji ratingowej Standard & Poor's, w której martwi się on o system bankowy w Polsce. Jego zdaniem poziom ryzyka jest co prawda niski w porównaniu z innymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej, ale wysoki wobec systemów Europy Zachodniej.
Reklama
To wystarczyło, żeby kursy akcji banków na warszawskiej giełdzie spadły, co było jedną z przyczyn spadku WIG20.
Uderzeniem w polskie obligacje była natomiast upubliczniona rekomendacja BNP Paribas, jaką wydał on swoim klientom. Bank zaleca pozbywanie się polskich papierów ze względu na duże niebezpieczeństwo fiskalne.
– To jest bezpośrednia konsekwencja bardzo niebezpiecznej perspektywy fiskalnej, zaprezentowanej w projekcie budżetu na 2010 rok. Rekomendujemy sprzedaż polskich obligacji na całej krzywej – napisali analitycy BNP Paribas w czwartkowej nocie do klientów.
Według Marka Wołosa z TMS Brokers analitycy zagranicznych banków cały czas jeszcze analizują założenia budżetowe. I prawdopodobnie takich raportów niebawem powstanie więcej.
– Wygląda na to, że Ministerstwo Finansów cieszyło się zbyt wcześnie. Informacje budżetowe będą wywierały nacisk na rynek przynajmniej do końca września – ocenia analityk.
I dodaje, że złoty może się w najbliższych dniach osłabić do poziomu 4,20 zł za euro. Bo wczoraj w ciągu dnia za euro płacono nawet około 4,18 zł. Ostatecznie nasza waluta odrobiła część strat. Jej kurs wobec euro wynosił pod koniec sesji około 4,16 zł.
– Jeśli przekroczymy poziom 4,20 zł za euro, to kolejnym punktem będzie 4,30 zł. Jednak drastycznego osłabienia się nie spodziewamy. Cały czas liczymy na to, że złoty się umocni pod koniec roku – mówi Marek Wołos.
Marek Kaczor spodziewa się natomiast kolejnych spadków cen obligacji w najbliższych dniach. Podczas wczorajszej sesji rentowności wzrosły, w przypadku obligacji dziesięcioletnich było to nawet 10 pkt bazowych.
– Jest to bardzo prawdopodobne. W najbliższą środę mamy kolejny przetarg. Na razie wszystko wskazuje na to, że inwestorzy niechętnie patrzą na polskie papiery skarbowe – mówi diler PKO BP.