Gdyby w Polsce zbankrutował bank, to byłyby powody do zadowolenia, bo wraz z bankiem przepadłyby nasze kredyty?

– Nie, nadal trzeba by je normalnie spłacać – odpowiada Norbert Jeziolowicz, dyrektor Związku Banków Polskich. – Nic w przyrodzie nie ginie i tak samo nie zginie bank, nawet gdyby zbankrutował. Zarówno jego zobowiązania, jak i nasze wobec niego przejmie najpierw syndyk, a potem nowy właściciel. Dlatego też normalnie działałyby nie tylko kredyty, ale także przelewy zarówno te z konta, jak i na konto. Czyli przychodziłyby pensje na konto, a polecenia zapłaty rachunków czy czynszów byłyby nadal normalnie opłacane z konta – tłumaczy ekspert.

Gdyby rzeczywiście pojawiły się jakieś duże kłopoty, to najpierw ustanowiono by zarząd komisaryczny, a potem syndyka masy upadłościowej. To trwa nawet kilka miesięcy. Depozyty bankowe jakie zakładamy na kontach są objęte gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego i w sytuacji, kiedy doszło by do upadku jakiegoś banku, to BFG wypłacałby klientom bankruta tzw. kwoty gwarantowane.

Czy otrzymalibyśmy z powrotem wszystkie pieniądze zainwestowane przez nas jakiś czas temu? To zależałoby od tego, jak dużo ich wpłacono do banku. Jeśli w upadającym banku posiadalibyśmy kwotę nie większą niż równowartość 1 tys. euro, otrzymalibyśmy całość swoich oszczędności. Jeśli jednak pieniędzy, które zdeponowaliśmy w banku, było by więcej to zwracane było by (oprócz gwarantowanej równowartości 1 tys. euro) 90 procent kwoty ponad 1 tys. euro, ale nie więcej niż 22,5 tys. euro. Na odebranie tych pieniędzy klient ma do 5 lat – mówi ekspert.

Reklama
POL