Ann: Witam, chciałabym wiedzieć, co – biorąc pod uwagę doświadczenia innych krajów – stanowiło największy problem dla przedsiębiorców przed przystąpieniem do euro?

Grzegorz Tchorek: Najtrudniejszą rzeczą dla przedsiębiorców i obywateli jest zaadaptowanie się do nowej rzeczywistości, przyzwyczajenie się do funkcjonowania w innych warunkach walutowych. Dla przedsiębiorców najtrudniejszy jest okres przejściowy, pewien szum informacyjny związany bezpośrednio z zamianą waluty krajowej na euro: podwójne podawanie cen, dostosowanie systemów księgowych, informatycznych, które muszą funkcjonować dla obu walut. W dłuższym okresie euro poprawia przejrzystość cen, ale odsłania też nasze słabości. W Portugalii i Włoszech, gdzie gospodarki funkcjonują w obszarze niskiej wytwórczości, zagrożeniem okazało się nie euro, ale przystąpienie Chin do WTO. Europejczycy nie mogą konkurować z nimi cenowo. Euro wzmaga konkurencję, nie tylko cenową, ale też jakościową.

marrol: Jednym z elementów, który będzie musiał zostać przemodelowany w firmie w związku z wprowadzeniem euro, jest system informatyczny. Czy wystarczy nam informatyków, gdy wezmą się za to tysiące firm?

Grzegorz Tchorek: Jeśli odłożymy wszystko na ostatni moment, to może być z tym problem. Dlatego należy przystosowywać się do euro już nieco wcześniej. Chociaż nie znamy konkretnej daty, to akcesja do strefy euro jest nieuchronna. Dlatego najlepsza jest metoda małych kroków. Już teraz możemy modernizować systemy informatyczne w firmie, nie musimy czekać z tym na euro.

Reklama



Dla firm, które dysponują dużymi bazami klientów, np. banków, to jest wyzwanie rzędu 2–3 lat. Jednak te instytucje mają często europejski kapitał, więc mogą korzystać z doświadczeń innych krajów. Niestety, jak pokazuje doświadczenie Słowenii i Słowacji, małe przedsiębiorstwa odkładają tę decyzję na później. Mają inne problemy bieżące i nie zaprzątają sobie głowy przyszłością. Dlatego moim zdaniem ostatnim sygnałem na działania przygotowawcze jest wejście Polski do ERM2. Od tego momentu firmy będą miały około 2,5 roku na wprowadzenie zmian. Nie powinno w tym czasie zabraknąć informatyków, którzy mogliby wprowadzić odpowiednie zmiany w systemach firm.

WujekJurek: Przykład bodajże Łotwy czy Estonii pokazał, że aby zwiększyć konkurencyjność, firmy zastosowały masowe obniżki płac. Czy w Polsce jest to możliwe przy obecnym prawie oraz układach zbiorowych itd.?

Grzegorz Tchorek: Takiej potrzeby na szczęście w chwili obecnej nie mamy. Nie musimy obniżać na razie płac, bo nasze ceny są konkurencyjne dzięki osłabieniu się złotego. Jednak po przyjęciu euro kanał kursowy nie będzie już absorbował tego typu szoków. Rzeczywiście, dostosowania cenowe przerzucą się wtedy na rynek pracy. Republiki bałtyckie są w szczególnej sytuacji: nie są w strefie euro, ale już ponoszą koszty przebywania tam. Nie mają możliwości wykorzystania polityki pieniężnej dla celów wewnętrznej gospodarki, bo muszą podporządkować ją utrzymaniu stabilności kursu.
Znaczna obniżka płac jest zawsze trudna, niezależnie od sztywności rynku pracy. Paradoksalnie przewagą polskiego rynku pracy jest wciąż duża luka dzieląca nas wobec krajów UE pod względem wydajności. W miejsce obniżki płac można zwiększyć wydajność, co robiliśmy w ostatnich latach z powodzeniem.

eurosceptyczna: Czy z punktu widzenia firm te przygotowania są naprawdę potrzebne? Będą musiały wydać masę pieniędzy tylko na wymianę walut kosztem nowych projektów itd.? Może z punktu widzenia biznesu będą to pieniądze wyrzucone w błoto?

Grzegorz Tchorek: Wszelkie badania, obserwacje i doświadczenia krajów strefy euro pokazują, że w długim okresie euro może być korzystną inwestycją, pod warunkiem że dobrze się do tego przygotujemy: będziemy konkurencyjni, elastyczni, będziemy w stanie szybko się dostosowywać. Przygotowania, o których mowa w pytaniu, można traktować jako inwestycję długofalową. W krótkim okresie te wydatki mogą być uciążliwe, ale umownie możemy przyjąć, że będą podlegać amortyzacji. Możemy rozłożyć ten koszt na cały okres pobytu w strefie euro. Poza tym zarówno te dostosowania, jak modernizacja systemów informatycznych nie będą służyły tylko obsłudze euro, ale też podniesieniu ogólnej wydajności firmy.

Ann: Ile czasu powinny mieć firmy, aby być przygotowanym do wejścia do strefy euro?

Grzegorz Tchorek: Zależy od wielkości firmy. Dla małych firm okres przygotowań wynosi poniżej roku, a dla większych półtora roku do dwóch lat.

ekspert: Jak właściwie takie przygotowania firm do przyjęcia euro powinny wyglądać? Od czego trzeba zacząć?



Grzegorz Tchorek: To nie jest łatwe pytanie. Główni aktorzy na tej scenie, czyli administracja, nie są jeszcze do końca gotowi, wiele ustaleń jeszcze nie zapadło – nie znamy daty przystąpienia do ERM2 ani przyjęcia euro. Myślę, że przygotowaniem jest rozpoczęcie posługiwania się euro już teraz. W obrocie gospodarczym już od początku tego roku mamy możliwość rozliczania się w euro (zniesienie tzw. zasady walutowości). To jest pierwszy etap – oswojenie się, nabranie wprawy w posługiwaniu się tą walutą.

ekspert: Najwięcej roboty będą miały firmy energetyczne, telekomy itd. Będą musiały zmienić tysiące umów. Czy nie lepiej załatwić to ustawą, a nie zarzucać ludzi dziesiątkami stron nowych umów?

Grzegorz Tchorek: Rzeczywiście, to jeszcze nie jest zdecydowane. Nasze prawo jest w dużym stopniu jeszcze niegotowe. Robimy to pierwszy raz i musimy się wielu rzeczy nauczyć. Jest sporo schodów, których jeszcze nie przeszliśmy. Nie jest jeszcze zdecydowane, czy ustawa horyzontalna to rozstrzygnie. Moim zdaniem takie kompleksowe rozwiązanie byłoby lepsze niż indywidualne, umożliwiłoby sprawniejszą adaptację do euro. W takim przypadku również mogą się jednak pojawić trudności: jak sprzeczności pomiędzy regulacją podobnych zagadnień w różnych aktach prawa krajowego.

Pati: Czy euro rzeczywiście zwiększy szanse na wzrost eksportu polskich firm do krajów posługujących się wspólną walutą?

Grzegorz Tchorek: Najpewniej tak, ale nie mamy takiej gwarancji. W krótkim okresie eliminacja ryzyka kursowego i kosztów transakcyjnych powinna stanowić impuls dla zwiększenia skali polskiego eksportu. Wciąż bowiem jesteśmy tańsi niż unijna konkurencja. W średnim i długim okresie nie euro będzie decydować o tym, czy polskie towary będą się cieszyły powodzeniem. Niższe ceny z czasem znikną, bo płace będą rosły, dlatego najważniejsza będzie jakość, odpowiednie rozpoznanie potrzeb klientów i ich zaspokajanie. Nie będzie istotnie to, czy towary są sprzedawane w euro czy w złotych, ale to, czy są dobre, konkurencyjne.

marrol: Rozumiem, że duże firmy, mające tysiące klientów, będą musiały sporo zmienić. Ale co właściwie będzie musiał zmienić kioskarz, właściciel małego sklepu czy warsztatu?

Grzegorz Tchorek: Przy założeniu, że ma kasę fiskalną, będzie musiał ją zmienić. Trzeba będzie zapewnić możliwość wydawania paragonów w euro. Wszędzie tam, gdzie mamy dziś do czynienia z pieniądzem, trzeba będzie wprowadzić zmiany, m.in. podawać ceny w nowej walucie. Przez pewien czas, nie wiadomo jeszcze do końca jaki, księgowość i cenniki trzeba będzie utrzymywać i podawać w dwóch walutach.



brzydal: Jak pan ocenia dostosowanie prawa – ile w praktyce może ono potrwać w naszych warunkach?

Grzegorz Tchorek: Z punktu widzenia prawa trzeba rozróżnić kilka rzeczy. Sama akcesja wymusza zmianę podstawowych ustaw, w tym konstytucji. W zakresie działań operacyjnych przedsiębiorstw trudno jest to oszacować, bo w dużej mierze nasze prawo jest już zgodne z europejskim. Jednak sporo rzeczy jest jeszcze nierozstrzygniętych. Nie wiemy, czy pojawi się ustawa horyzontalna. Na pewno jednak zajmie to mniej czasu, niż potrzeba na spełnienie warunków konwergencji.

meg: Istnieje ryzyko, że przy wymianie złotego na euro zostanie przyjęty zbyt wysoki kurs naszej waluty, co spowoduje, że polskie firmy staną się mało konkurencyjne – jak przedsiębiorstwa powinny się przygotować na taką ewentualność?

Grzegorz Tchorek: Co powinny robić firmy? Powinny dbać o konkurencyjność i wydajność. W latach 2005-–2007 złoty umacniał się, ale nie miało to negatywnego przełożenia na konkurencyjność eksportu, bo innowacyjność i pomysłowość przedsiębiorców rosły równie szybko. Na początku transformacji usztywniliśmy złotego względem dolara 1:9600 (po denominacji 9,6 złotego za dolara). Do dnia dzisiejszego złoty umocnił się do poziomu około 3 zł za dolara. Pokazuje to, że kurs równowagi, który pozwala funkcjonować przedsiębiorstwom, zmienia się. Złoty umacnia się, m.in. dzięki coraz większej konkurencyjności polskich firm. Jak pokazuje przykład Słowacji, istnieje ryzyko nadmiernej aprecjacji złotego w ERM2. Można jej uniknąć, choć zależy to od polityki makroekonomicznej. Trzeba mieć niską inflację i niski deficyt budżetowy, wówczas nie będzie stwarzało bodźców do wzrostu wartości złotego w systemie ERM2.

Beata: Czy poza księgowo-informatycznym przygotowaniem firmy powinny się jeszcze jakoś przygotować do strefy euro?

Grzegorz Tchorek: Powinny się przygotować na większą konkurencję. Euro to większa przejrzystość, ale też lepsza porównywalność, która może pokazać nasze słabości: niską sprawność aparatu państwa, niską innowacyjność w sektorze małych i średnich przedsiębiorstw.
Wielu przedsiębiorców wciąż nie ma wizji i długotrwałej strategii, a trzeba się przygotować na większą konkurencję firm z bardziej dojrzałych rynków. Ale to są pytania, na które trzeba znaleźć odpowiedź niezależnie od tego, czy jest się w strefie euro, czy nie.