Rosyjski Gazprom, największy dostawca gazu ziemnego do Europy, zanotował ogromny spadek dochodów. Hołubiony przez Kreml koncern podał wczoraj, że w pierwszych dziewięciu miesiącach ubiegłego roku jego zyski spadły o 33 proc. Tak złych danych mało kto się spodziewał. W trzech kwartałach ubiegłego roku Gazprom zarobił na czysto zaledwie 479,3 mld rubli (15,7 mld dol.), podczas gdy dwa lata temu było to 751,2 mld rubli (24,7 mld dol.). Powód: światowy kryzys, który zdecydowanie zmniejszył zapotrzebowanie na gaz.
Zachód kupuje mniej
By przykryć złą wiadomość, koncern podał jednocześnie, że w samym trzecim kwartale ubiegłego roku jego zyski wzrosły aż o 33 proc. – do 174,6 mld rubli (5,75 mld dol.). By zapobiec panice wśród akcjonariuszy, przedstawiciele firmy gęsto też zapewniali, że najbliższe miesiące będą dla Gazpromu o wiele łaskawsze. Udało się: na giełdzie w Moskwie panował spokój, a cena akcji wzrosła o 1,57 proc., do ponad 189 rubli (notowanie z godz. 18.45).
Czy faktycznie Gazprom może spokojnie patrzeć w przyszłość? O finansowych kłopotach firmy może świadczyć to, że pod koniec grudnia wycofała się ze sponsorowania zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi w 2014 roku. – Z całą pewnością nie można mówić o końcu Gazpromu, ale najbliższe lata będą dla niego o wiele cięższe. Europa ociężale, ale jednak, szuka sposobu na uniezależnienie się od dostaw surowców energetycznych z Rosji – mówi nam Georg Zachman z brukselskiego Instytutu Bruegla.
Reklama
Zachód, w tym także Polska, inwestuje w instalacje LNG, do pozyskiwania ciekłego gazu ziemnego z Zatoki Perskiej. Rozważa też kupowanie na o wiele większą skalę niż dotychczas gazu z północnej Afryki, czemu służy ułożenie stosunków dyplomatycznych z Libią pułkownika Muammara Kaddafiego. Unia Europejska, mimo intensywnej kampanii Kremla, wciąż nie zarzuciła projektu Nabucco – gazociągu, którym błękitny surowiec z Azji Centralnej miałby popłynąć do państw Wspólnoty z pominięciem Rosji.
Zresztą nie tylko zachodnia Europa próbuje uniezależnić się od rosyjskiego gazu. Mniej kupują od Gazpromu także dawne radzieckie republiki – w ostatnim roku dostawy do państw b. ZSRR zmniejszyły się o 9 proc. Nie jest to zbyt wiele, ale trend jest symptomatyczny. Na dodatek Ukraina, która toczyła z Rosją kilka gazowych wojen w ostatnich latach, na wszelki wypadek zgromadziła teraz ogromne zapasy surowca.
Chiny bezkonkurencyjne
Mniejsza sprzedaż do Europy to niejedyny problem Gazpromu. Choć rosyjski koncern jest największą na świecie firmą wydobywającą gaz i włada kilkoma ogromnymi polami gazowymi, to jest też zależny od innych. By zaspokoić europejskie zapotrzebowanie na błękitne złoto, musi je... kupować. Do tej pory jego najwierniejszym partnerem był Turkmenistan.
Ale to się zmieniło. W kwietniu pękł łączący oba kraje rurociąg i tak się złożyło, że jego naprawa trwała ponad pół roku. W tym czasie Turkmenistan dokończył budowę gazociągu do Chin, i gdy w końcu załatano dziurę, zaproponował Rosji nowe ceny. Ale tym razem nie były one korzystne dla Gazpromu. Choć Kreml napinał muskuły w obronie interesów strategicznego koncernu, prezydent Gurbanguły Berdymuchamedow się nie ugiął. Ma bowiem w ręku wyjątkowo mocny argument: jeśli Rosja nie kupi gazu po jego cenie, zrobi to Pekin.
Na garnuszku państwa
W tej sytuacji Gazprom także próbuje zrobić interes z Chinami, dzięki któremu powetowałby sobie straty w Europie. W 2015 roku ma zacząć dostawy gazu do Państwa Środka, które potrzebuje ogromnych ilości surowców energetycznych dla podtrzymania błyskawicznego rozwoju gospodarczego. Jednak rozrzutność Pekinu też ma swoje granice. Władze poinformowały niedawno o planie zbudowania stu elektrowni atomowych, dzięki którym Chiny mają się stać niemal energetycznie samowystarczalne.
Eksperci podkreślają, że finansowa zadyszka Gazpomu może się przełożyć na problemy z dokończeniem przez niego dwóch niezmiernie ważnych politycznie dla Kremla projektów. Chodzi o Gazociąg Północny – North Stream oraz Południowy – South Stream, dzięki którym gaz do Europy Zachodniej będzie dostarczany z pominięciem państw „niepewnych”, takich jak Polska, Ukraina czy Białoruś. – Te plany są dla Moskwy absolutnie priorytetowe. Z łatwością można sobie wyobrazić, że państwo wspomoże Gazprom w ich realizacji – komentuje Zachman. Dodaje, że tak może wyglądać przyszłość koncernu, jeśli o własnych siłach nie stanie szybko na nogi. Kreml nie dopuści do jego osłabienia, będzie pompował w niego pieniądze, bo Gazprom to wciąż bardzo skuteczne narzędzie uprawiania polityki.
/>