Przedstawiciele 97 państw należących do AKP mówili przed rozpoczynającym się w czwartek szczytem w Akrze, że obawiają się wpływu kryzysu finansowego na oparte na eksporcie podstawowych dóbr gospodarki ich krajów. Wezwali instytucje międzynarodowe do zwiększania pomocy humanitarnej dla najbiedniejszych krajów na świecie w takim samym tempie, w jakim wspomagają największe światowe banki.

"Konsekwencje dla AKP, zwłaszcza dla małych, bezbronnych krajów, będą katastrofalne" - twierdzi minister spraw zagranicznych Mauritiusu Arvin Boolell. "Będzie mniej środków na pomoc rozwojową" - dodał.

Ministrowie krajów AKP szacują, że w wyniku kryzysu finansowego środki przeznaczone dla krajów rozwijających się zmaleją o 25 proc. Podkreślają, że wiele państw grupy już zmaga się z brakiem środków w budżecie, spowodowanym wzrostem cen żywności i paliw.

"Musimy podjąć działania, aby być pewnym, że kraje rozwijające się nie zapłacą nieproporcjonalnie dużo za kłopoty, których same nie stworzyły" - przekonuje wiceminister handlu i przemysłu RPA Rob Davies. "Instytucje międzynarodowe powinny zrobić wszystko co możliwe, włącznie z zabezpieczeniem funduszy, dzięki którym napływ kapitału do krajów rozwijających się nie będzie zakłócony" - dodał.

Reklama

Davis odniósł się też do planu wspomożenia amerykańskich instytucji finansowych 700 mld dolarów: "Mogą znaleźć pieniądze na ten cel, a najwyraźniej nie mogą znaleźć na rozwój. Myślę, że mówi to coś o priorytetach ludzi rządzących obecnie światową gospodarką".

Początkowo kraje AKP były zabezpieczone przed skutkami światowego kryzysu gospodarczego, ponieważ handlują przede wszystkim z Chinami, Indiami czy Brazylią. Obecnie jednak zaczynają dostrzegać zagrożenia.

AL, PAP/Reuters