W kwestii interwencji sytuacja wydaje się najprostsza. Zeszłotygodniowe wypowiedzi przedstawicieli NBP i Ministerstwa Finansów wysłały na rynek sygnał, że interwencje walutowe będą kontynuowane. Pytanie bardziej dotyczy strategii działania i celu, jaki przyświeca tym interwencjom. Zakładam, że jest nim wyeliminowanie tej części inwestycji walutowych, które można określić mianem krótkoterminowych działań spekulacyjnych. Nie ma bowiem możliwości, by działania interwencyjne NBP mogły odwrócić trend wynikający z czynników fundamentalnych, takich jak atrakcyjność polskich akcji, obligacji, dysparytet stóp procentowych. Nie wspominając o relatywnie wysokiej dynamice wzrostu w Polsce w porównaniu z rynkami bazowymi i bezpiecznym poziomie nierównowagi zewnętrznej. Jeśli zadanie, jakie postawił sobie NBP, zakłada wyłącznie osłabienie trendu, to po pierwszej interwencji, jaka miała miejsce 9 kwietnia, muszą nastąpić następne. Ważne, aby cel tych interwencji był realistyczny i wspólnie postrzegany przez oba urzędy przy ulicy Świętokrzyskiej.
W drugiej kwestii, jaką jest podział zysku NBP, sprawa wydaje się z formalnego punktu widzenia jasna. Pomimo rozbieżności co do opinii w kwestii optymalnego poziomu rezerwy na ryzyko kursowe kluczowe znaczenie mają kwestie proceduralne. A tu sytuacja jest dość przejrzysta. Zasady tworzenia rezerwy określa Rada Polityki Pieniężnej, a zarząd musi ją wykonywać. W tym tygodniu EBC powinien przesłać swoją opinię w tej sprawie. Najprawdopodobniej napisze, że kwestie ustalania rezerw na ryzyko kursowe leżą w domenie banków narodowych. Głównym wyzwaniem będzie sposób, w jaki ta decyzja zostanie zaprezentowana opinii publicznej. Zapewne część członków zarówno rady, jak i zarządu podtrzyma swą negatywną opinię o wysokości tworzonej rezerwy... i jednocześnie wykona uchwałę. Dobrze by było, aby spór został w miarę szybko wyciszony.
Ostatnia kwestia dotyczy elastycznej linii z MFW. Dla przypomnienia, w kwietniu zeszłego roku rząd polski uzgodnił z MFW możliwość wsparcia dla rezerw walutowych NBP w wysokości 20 mld dol. Nie jest to zwykły kredyt, a raczej możliwość zaciągnięcia takiego kredytu w przypadku, gdyby zaistniała nagła potrzeba. Sam fakt możliwości wsparcia finansowego ze strony funduszu wpływa stabilizująco na postrzeganie naszej gospodarki. Najpóźniej 5 maja zarząd MFW musi podjąć decyzję o przedłużeniu umowy. Pojawia się pytanie, czy dzisiaj, kiedy złoty się umacnia, a apetyt na polskie ryzyko rośnie, takie zabezpieczenia są potrzebne.
Dodatkowo pojawiły się argumenty, iż po tym jak Grecja zwróciła się o pomoc do MFW i Komisji Europejskiej, uruchomiony został w ten sposób nowy system pomocy dla krajów znajdujących się w nagłej potrzebie. W domyśle – jeśli Polska będzie w tarapatach, to powinna otrzymać podobne wsparcie, jakie ma otrzymać teraz Grecja. Te argumenty mnie nie przekonują. Po pierwsze pomoc dla Grecji nie została jeszcze uruchomiona. Po drugie nie ma wcale pewności, że Polska, która nie jest w strefie euro, byłaby traktowana podobnie jak członek Eurolandu. Kryzys finansowy na świecie się nie skończył, wszedł tylko w inną fazę – fazę kryzysu fiskalnego. Nie ma pewności, że przed nami wyłącznie okres wzrostowy. W takiej niepewności, z jaką mamy obecnie do czynienia, trzeba się ubezpieczyć na kolejny rok.
Reklama