Obserwator Finansowy: Przez lata zachodnimi gospodarkami rządziły zasady konsensusu waszyngtońskiego. Dziś niektórzy ekonomiści mówią o „konsensusie pekińskim”. Gdzie w tak określonych ramach mieści się gospodarka indyjska – nie tak scentralizowana jak chińska, ale dalece mniej zderegulowana od amerykańskiej?

Subir Gokarn: Indie wiele zyskały na tym, że poczynając od wczesnych lat 90. przeprowadziły reformę handlu, reformę sektora finansowego, umożliwiły konkurencję wewnętrzną itd. Te deregulacje, które w znacznej mierze były efektem stosowania się do zasad realistycznie pojmowanego konsensusu waszyngtońskiego, przyniosły ogromne korzyści. Mamy np. coraz więcej telefonów komórkowych dzięki temu, że telefonię komórkową oferują prywatni, konkurujący ze sobą dostawcy, a nie publiczny monopolista.

Tyle, że telefon komórkowy posiadają nawet ci, którzy mają problem z codziennym dostępem do wody. To pokazuje problem. Odnieśliśmy sukces tam, gdzie sektor prywatny miał możliwość konkurencji i wzrostu – obniżając ceny i głębiej penetrując rynek. Ale sektor prywatny nie jest w stanie w Indiach zaspokoić podstawowych potrzeb: zapotrzebowania na wodę, dostępu do opieki zdrowotnej, zapewnienia edukacji. To musi zrobić rząd.

Konsensus waszyngtoński narodził się w krajach, w których usługi publiczne są na wysokim poziomie. A my z tym mamy problem – segment usług społecznych wciąż nie nadąża za resztą. Efekt jest taki, że jakość życia grup społecznych, które zależne są od usług zapewnianych przez państwo, nie poprawia się równie szybko jak tych grup, które stać na usługi zapewniane przez sektor prywatny. Jeśli możesz sobie pozwolić na wysłanie dziecka do jednej z licznych prywatnych szkół, to już na starcie zapewniasz mu przewagę nad jego rówieśnikami zależnymi od bardzo słabej oświaty publicznej. To utrwala dysproporcje.

Reklama

Zaczęliśmy doceniać znaczenie braku równowagi pomiędzy tym, co publiczne, i tym, co prywatne. Wiemy, co może zdziałać sektor prywatny w krajach takich jak Indie, a jaką rolę nadal ma do odegrania sektor publiczny i jakich środków do tego potrzebuje. Można tu mówić o jakiejś formie „konsensusu post-waszyngtońskiego”, opartego na doświadczeniu, z którego wynika, że sektor prywatny nie rozwiąże wszystkich problemów, że potrzebny jest silny i sprawny rząd, wyposażony w niezbędne środki do zmniejszenia nierównowagi.

W Europie to kryzys obnażył nierównowagi pomiędzy biedniejszymi, a bogatszymi członkami strefy euro. Teraz wielu ekonomistów głowi się, czy euro wytrzyma te napięcia.

Gdyby taki szok miał miejsce wcześniej, w innym momencie, to dla wszystkich byłoby jasne, że dotyczy on jedynie Grecji – gospodarki relatywnie niewielkiej na tle całej strefy euro, która bez problemu jest w stanie sobie z tym poradzić. Jednak w dzisiejszej kryzysowej sytuacji, w atmosferze tej ogólnej nerwowości, inwestorzy finansowi zaczęli obawiać się, że niewielki problem może rozwinąć się w poważne zagrożenie. I cała sprawa zyskała wymiar międzynarodowy. Z Indii, choć fundamenty naszej gospodarki wyglądają na bardzo silne, nagle zaczęli wycofywać pieniądze ci sami inwestorzy, którzy wcześniej je tu pompowali. Rupia indyjska, która do niedawna szybko się umacniała, teraz zaczęła tracić na wartości.

Podobny problem mieliśmy z polskim złotym.

Myślę, że lekcja ta udowodniła jak istotne jest zachowanie płynnego kursu waluty, który dobrze absorbuje zewnętrzne szoki. To właśnie gra obecnie na korzyść Polski. Grecja, pozbawiona własnej waluty, transmitowała szok bezpośrednio do systemu gospodarczego.

Pełny wywiad z Subirem Gokarnem: Za 6,7 mld USD Indie uratowały swój wizerunek