Obserwator Finansowy: Czy Pana zdaniem jest w ogóle coś takiego jak „konsensus pekiński”? Czy to określenie jest w stanie opisać politykę ekonomiczną krajów tak odmiennych jak Chiny, Indie czy Brazylia?

Niu Tiehang: Niektórzy mówią o „konsensusie pekińskim”, jako swego rodzaju przeciwieństwie „konsensusu waszyngtońskiego”. Zwykle nie akceptujemy takich konceptów jak „Chinamerica”, czy „Chindia” – Chiny plus Indie. Wszystko to są sztuczne konstrukcje, które nie oddają sensu i znaczenia tego, co naprawdę się dzieje w polityce, gospodarce i finansach.

Te koncepty dotyczą globalizacji, czyli generalnej zmiany świata. Jednak globalizacja może przybierać różne postacie. Sam termin „globalizacja” nie pochodzi z Chin – powstał w USA i kraje rozwijające przyjęły go – ale Chiny biorą naturalnie aktywny udział w tym procesie. Największy przełom miał miejsce 5-6 lat temu, gdy Chiny wstąpiły do WTO. Od tej pory chiński handel międzynarodowy rośnie błyskawicznie – średnio o 25-27 proc. rocznie. To pokazuje jak bardzo globalizacja sprzyja integracji Chin ze światową gospodarką, choć jednocześnie powoduje presję polityczną. Obecnie Chiny są właśnie w trakcie wyprzedzania Japonii, stając się drugą gospodarką światową. Tym niemniej wskaźnik zamożności PKB per capita sytuuje kraj bardzo nisko. Chiński produkt krajowy w przeliczeniu na głowę to nieco ponad 3 tysiące USD rocznie. Niewiele – jesteśmy pod tym względem mniej więcej na 110. miejscu na świecie. Nadal mamy dużo do zrobienia.

Czy państwa określane jako „Chindia” czy BRIC,będą forsować jakieś swoje własne kierunki przemian gospodarczych na świecie?

Reklama

BRIC to tylko grupa największych krajów rozwijających się – nic więcej. A Chiny preferują strategię „nie wychylania się”, wiedząc jak słaba jest w gruncie rzeczy ich pozycja w światowej gospodarce i w relacjach międzynarodowych. Jeśli mówimy o wpływie Chin na pozostałe państwa, to musi być on pozytywny, choćby dlatego, że Chińczycy są pokojowym narodem. Jeden z moich amerykańskich znajomych powiedział kiedyś – „wy, Chińczycy, musicie być bardzo pokojowymi ludźmi. Sądzę tak, porównując używanie sztućców. Na Zachodzie używamy noży i widelców, jakbyśmy byli na wojnie. Wy, w Chinach używacie drewnianych pałeczek, których nie można użyć w charakterze broni”. Był z nami także hinduski znajomy, który dodał – „Hindusi są jeszcze bardziej pokojowi, ponieważ nie używamy nawet drewnianych pałeczek, tylko własnych rąk!”

Pełna treść wywiadu: Chiny: nasza własna droga reform