ROZMOWA
PIOTR WŁOCZYK:
W czerwcu dług publiczny USA po raz pierwszy przekroczył 13 bilionów dolarów. Ale według mediów jeszcze groźniejsze są długi poszczególnych stanów. W nowym roku budżetowym, który w większości stanów rozpoczyna się 1 lipca, deficyty będzie miało 46 z 50 stanów. Dlaczego rządy stanowe mocniej odczuły kryzys niż rząd federalny? Dlaczego ich wpływy budżetowe spadły tak dramatycznie?
ALAN VIARD*:
Reklama
Wpływy w obu przypadkach spadły proporcjonalnie. Źródłem obecnych problemów jest fakt, że o ile administracja federalna może pożyczać bez limitów, o tyle rządy stanowe nie mogą mieć deficytów, bo prawo zmusza je do prowadzenia zrównoważonych budżetów. Gdyby Waszyngton podlegał tym samym prawom, bylibyśmy w naprawdę w wielkich tarapatach.
Jak w takim razie stany mogą dopinać swoje budżety w obecnych czasach?
Sprawa jest w gruncie rzeczy bardzo prosta – liczą na pomoc Kongresu, ale równocześnie muszą ostro ciąć wydatki.
Barack Obama niedawno zwrócił się do Kongresu o 50 mld dolarów wsparcia dla stanów. Czy to jest właściwa droga?
Tak, ale tylko na krótką metę. To nie jest idealny sposób na wyjście z kryzysu. W przyszłości będziemy musieli wypracować pewne ustalenia, by budżety stanowe miały się lepiej podczas następnych recesji. Prawdę mówiąc, rząd federalny nigdy nie wymagał od stanów zabezpieczania się na czas kryzysu.
Czyli po prostu Waszyngton rozpuścił stany. Za każdym razem, gdy pojawiały się problemy, władze stanowe wiedziały, że mogą liczyć na pomoc Kongresu.
Zgadza się. I ciężko się dziwić, że teraz też nie były przygotowane na spadek dochodów. Ale i tak trzeba jasno powiedzieć, że w związku z tym, że ta recesja jest naprawdę poważna, nawet fundusze na chude lata okazałyby się niewystarczające, i Kongres tak czy inaczej musiałby wspomóc stany. Wydaje mi się jednak, że mamy prawo wymagać od stanów przygotowania się na zwykłą recesję.
Nagłówki amerykańskich gazet alarmują: „Dotowanie stanów to tylko odroczenie wyroku”. Zgadza się pan z tym?
Tak, ale na razie po prostu nie ma innego wyjścia. Choć rzeczywiście – na razie to, co obserwujemy, wygląda na odkładanie egzekucji, zważywszy na skalę problemów budżetowych większości stanów. Będziemy musieli wyciągnąć nauczkę z tej lekcji i postawić stanom warunek: Chcecie pomocy? To utwórzcie fundusze awaryjne.
Czy po wyjściu z recesji, gdy deficyty się zmniejszą, USA wciąż będą żyły na kredyt?
Podejrzewam, że tak będzie. Nie chodzi o to, że Obama nie zdaje sobie sprawy z problemów, jakie niosą ze sobą deficyty. Zarówno prezydent, jak i Kongres doskonale rozumieją, czym grożą dziury budżetowe. Istotą problemu jest znalezienie rozwiązania, na które zgodzą się ludzie. W sytuacji gdy wydatki są większe niż przychody, nie ma niestety rozwiązania, które miałoby szerokie poparcie. Nie do pomyślenia jest, zważywszy na opinię publiczną, obcięcie wydatków na największe programy w USA – Social Security, Medicaid i Medicare (amerykański odpowiednik ZUS – program zapewniający opiekę zdrowotną najbiedniejszym, bezpłatna opieka zdrowotna dla osób powyżej 65. roku życia – red.). Podwyższenie podatków również nie wchodzi w rachubę. Żadna siła polityczna nie chce teraz rozwiązać we własnym zakresie problemu życia na kredyt. Jedyną możliwością jest porozumienie pomiędzy Demokratami a Republikanami.
Ale czy bardziej zbilansowany budżet nie oznaczałby dla Amerykanów nagłego spadku poziomu życia?
Obcinając wydatki, rzeczywiście trzeba się liczyć ze spadkiem standardu życia. Takie byłyby konsekwencje odejścia od życia na kredyt. Trzeba sobie to jasno powiedzieć. Ale tylko w krótkim okresie. Na dłuższą metę obcinanie deficytu opłaci się każdemu. Zbilansowany budżet przyczynia się przecież do stymulowania wzrostu gospodarczego w dłuższym okresie. Przekłada się wprost na mocną gospodarkę w przyszłości. Ale żeby tak było, to dziś musielibyśmy przebiedować. Żadna partia nie zdecyduje się na podjęcie tego tematu, jeżeli druga strona nie weźmie współodpowiedzialności.
*Alan Viard, ekonomista z American Enterprise Institute, członek rady doradców ekonomicznych prezydenta George’a W. Busha, doradca Departamentu Skarbu i Fed
ikona lupy />
Alan Viard, ekonomista z American Enterprise Institute, członek rady doradców ekonomicznych prezydenta George’a W. Busha, doradca Departamentu Skarbu i Fed Fot. Materiały prasowe / DGP