Obserwator Finansowy: Na jednego emeryta pracuje obecnie w Europie czterech młodych ludzi, za 50 lat, z powodu dramatycznej sytuacji demograficznej i wydłużenia się życia, na jednego emeryta będą już pracować tylko dwie osoby. Komisja Europejska zaprezentowała tzw. zieloną księgę, w której jako remedium na te pesymistyczne prognozy proponuje m.in. podwyższenie wieku emerytalnego, który będzie automatycznie dostosowywany w górę w miarę wydłużania się średniej długości życia. Czy to dobry pomysł?

Jorgen Mortensen: Odkąd po wojnie wprowadzono w Europie systemy emerytalne, przynajmniej w jej zachodniej części, średnia życia mocno się wydłużyła, prawie o dziesięć lat. Nie oznacza to oczywiście, że w tym samym stopniu polepsza się też stan zdrowia całej populacji europejskiej, ale i tak ludzie są z pewnością w stanie pracować dłużej. Za pięćdziesiąt lat średnia życia w Europie będzie jeszcze dłuższa, dlatego nie ma innego wyjścia, trzeba podwyższyć wiek emerytalny. To oczywiście nie jedyna zmiana, która powinna nastąpić. Potrzebne są głębokie reformy systemów emerytalnych. Warto byłoby się przy tym wzorować na reformie szwedzkiej czy duńskiej, w których systemy emerytalne reagują na wydłużającą się średnią życia i pozwalają przyszłym emerytom, jeśli tylko chcą, pracować więcej z myślą o przyszłej emeryturze.

Politycy mogą oczywiście podwyższyć wiek emerytalny, papier przyjmie wszystko, ale czy znajdzie się dla czynnych zawodowo sześćdziesięciopięciolatków praca? Już dziś rośnie poziom bezrobocia w Europie.

Nie rozmawiamy przecież o podniesieniu wieku emerytalnego od jutra. To wieloletni proces. Kiedy w latach 70. podwyższano wiek emerytalny, dostępność pracy także nie była głównym argumentem. Z systemem emerytalnym już tak jest, że to co zrobimy dziś, będzie miało efekt dopiero za 10-20 lat, dlatego wskaźniki bezrobocia w Europie z 2010 roku nie mogą odgrywać znaczącej roli w planowaniu reform emerytalnych. Zresztą już dziś zmniejsza się liczba ludności aktywnej zawodowo i za kilkadziesiąt lat ludzie powyżej 65 roku życia i tak będą musieli pracować dłużej, chyba że zgodzą się na dramatyczne obniżenie poziomu życia na emeryturze, nawet o połowę.

Reklama

Profesor uniwersytetu może być czynny zawodowo do osiemdziesiątki i dłużej, ale są przecież zawody, w których zdrowie fizyczne, wytrzymałość, koncentracja są nieodzowne.

W tworzeniu mechanizmów rządzących systemem emerytalnym nie można brać pod uwagę stopnia trudności poszczególnych zawodów, w ten sposób można dojść do absurdu. Przecież ludzie różnią się także między sobą, choćby wytrzymałością, i nie oznacza to, że powinni mieć prawo do różnej długości życia zawodowego. Globalny system powinien być równy dla wszystkich. Wyjątkowe przypadki można dopiero rozpatrywać indywidualnie.

Pełna treść wywiadu: Europejczycy za krótko pracują i za długo żyją