Raport o zapasach w hurtowniach zazwyczaj nie ma wpływu na zachowanie rynków i tym razem też tak było. Dane były jednak nieco niepokojące. Zapasy wzrosły (0,5 proc.) mocniej niż oczekiwano, a sprzedaż po raz pierwszy od marca 2009 spadła (0,3 proc.). Co prawda stosunek zapasów do sprzedaży lokuje się nadal blisko historycznego minimum, ale z pewnością takie dane nie cieszyły. Niektórzy analitycy obniżali na podstawie tego raportu prognozy wzrostu PKB w drugim kwartale.

Na rynku akcji panował marazm. Indeksowi NASDAQ pomagał dwuprocentowy wzrost ceny Google (wraca do Chin). Generalnie jednak rynek po prostu już czekał. Po znakomitym tygodniu (podobno najlepszym od roku – dzięki jednej sesji) graczom nie chciało się już podejmować dodatkowego ryzyka. Przed sezonem raportów sprzedawać nie bardzo chcieli, ale po sporych zwyżkach bali się też kupować. Indeksy kreśliły trend boczny nieco nad poziomem czwartkowego zamknięcia.

Wydawało się, że sesja zakończy się po prostu kosmetycznym wzrostem indeksów, ale po 5,5 godzinach marazmu byki na godzinę przed końcem sesji zaatakowały. Atak był bardzo udany, Indeksy znowu całkiem sensownie wzrosły, a tydzień był najlepszy od około roku. Teraz bykom pozostało już tylko trzymanie kciuków za niezłe wyniki kwartalne spółek.

GPW potwierdzała w piątek swoją niechęć do wykonywania gwałtownych ruchów. Owszem, wzrosty indeksów w Europie poniosły nieco na początku sesji WIG20, ale nastroje bardzo szybko zostały schłodzone. Indeks wylądował z rozpędu na prawie pół procentowych minusach. Szybko wrócił tuż pod poziom czwartkowego zamknięcia i tam rynek zamarł. Tym razem, w odróżnieniu do czwartku, obrót znowu był śladowy.

Reklama

Po pobudce w USA, kiedy kontrakty sygnalizowały korektę na rynku amerykańskim indeksy w Europie znowu zaczęły się osuwać, co natychmiast pogłębiło spadki na GPW. To też do niczego nie doprowadziło. Fixing zapewnił wzrost WIG20 o 0,2 proc. a obrót był śladowy. Rynek po prostu czeka. Na Godota? Nie na jakiś kapitał, który zechce przycisnąć pedał gazu. Nie da się przewidzieć momentu, w którym uderzy. Z dużą niechęcią piszę o dzisiejszym dniu. Skoro byki nie zaatakowały wtedy, kiedy powinny były to dlaczego miałyby atakować w dniu, w którym dopiero po sesji rozpoczyna się sezon publikacji raportów kwartalnych w USA, a w kalendarium nie ma na czy oka zawiesić?

Z tego wniosek, ze najbardziej prawdopodobny jest marazm, ale jednej przestrogi warto udzielić. Starzy gracze mawiali, że nie skraca się nudnego rynku (nie gra się na nim na spadki). Przestrzeganie tego przykazu najczęściej (nie zawsze) przynosi dobre rezultaty. Przy tak małym obrocie i sennym rynku wystarczy jeden zdeterminowany fundusz z nieco większą gotówką, żeby w dowolnym momencie indeksy wystrzeliły, bo cała reszta natychmiast poszłaby za tym ruchem.