Po laniu, jakie dostała japońska Partia Demokratyczna premiera Kana w zeszłotygodniowych wyborach, jedno jest jasne: politycy zrzucają odpowiedzialność za rządzenie na bank centralny. Presja, aby Masaaki Shirakawa, kierujący Bank of Japan, pobudził wzrost gospodarczy będzie większa niż kiedykolwiek.

Możecie pomyśleć, że oglądacie powtórkę starego filmu. Ale to nieprawda. Wzrost zależności od BoJ skończy się źle dla całej światowej gospodarki.

Jest teraz całkiem możliwe, że we wrześniu Japonią będzie rządził już szósty przywódca w ciągu ostatnich czterech lat. Coraz częściej słychać plotki, że w wyniku walki o władzę Kan zostanie usunięty ze stanowiska, które objął zaledwie 5 tygodni temu. To byłoby poważnym ciosem dla inwestorów. Kan jest jedynym liderem politycznym w ciągu ostatnich 20 lat, który mówił serio o zakończeniu szaleństwa związanego z japońskim „wzrostem opartym o zadłużenie”.

Znaczące osłabienie pozycji politycznej Kana powoduje, że maleją jego szanse na ograniczenie długu, który jest obecnie dwa razy większy od wartego 4,9 biliona dolarów PKB Japonii. Jego partia straciła kontrolę nad wyższą izbą parlamentu 11 lipca, a już wczoraj Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzegł przed kształtem fiskalnej trajektorii tego kraju.

Reklama

Rosnące obciążenie

Przed rozpoczęciem kryzysu związanego z długiem Grecji można było lekceważyć obciążenia Japonii. Ale teraz inwestorzy zaczęli się zastanawiać, czy Japonia zdoła w ostatecznym rachunku uniknąć bankructwa.

Taki scenariusz jest oczywiście naciągany. Japońskie gospodarstwa domowe siedzą na bilionach dolarów oszczędności, a ponad 90 proc. zadłużenia rządowego to dług wewnętrzny. Poza tym, jak powiedział wczoraj Bloomberg News japoński minister finansów Yoshihiko Noda, znacząco rośnie popyt Chin na obligacje Japonii. Japonia nie jest ani w takiej sytuacji, w jakiej jest teraz Grecja, ani w takiej w jakiej była Tajlandia około roku 1997.

Uwagę zwraca jednak przygnębiająca wielkość: 80 tysięcy dolarów. W listopadzie zeszłego roku media mocno wałkowały informację, że japoński rząd jest winny każdej ze 126 milionów osób rezydujących w Japonii 76 tysięcy dolarów. Mniej więcej w tym samym czasie główny ekonomista MFW Simon Johnson powiedział w amerykańskim Kongresie, że istnieje „realne ryzyko, że Japonia w którymś momencie będzie musiała ogłosić bankructwo”. Cóż, w tej chwili wspomniana na początku wielkość wynosi 80 tysięcy dolarów na osobę.

Gdybym mógł zaryzykować przypadające mi 80 tysięcy dolarów, obstawiłbym że wysiłki podejmowane przez Kana są zaledwie zapowiedzią dużo większych problemów dla Japonii.

Sama sytuacja demograficzna może spędzać sen z powiek. Posunięcia Sony Financial Holdings Inc. mówią tak naprawdę wszystko. Zajmujący się ubezpieczeniami i bankowością dział koncernu Sony poinformował niedawno, że będzie rozwijać działalność w kontynentalnej Azji, bo starzejące się społeczeństwo ogranicza możliwość wzrostu na krajowym rynku.

Zdezorientowana Japonia

Japońscy liderzy polityczny wyglądają, jakby kompletnie nie rozumieli tego i innych problemów. Kan popełnił na przykład polityczne samobójstwo poprzez proponowanie wyższych podatków konsumpcyjnych w momencie, a którym wciąż trwają zmagania z deflacją, a rynek pracy jest w kiepskiej sytuacji. Nawet jeśli Kan zdoła utrzymać stanowisko, jego wiarygodność doznała straszliwego uszczerbku.

Pomijając jednak błędne posunięcia, Kana można uznać za najbardziej przewidującego premiera Japonii od lat. Jego skupienie się na niemożliwym do utrzymania w długim terminie trendzie wzrostu długu jest właściwe. Japonia powinna kreować wzrost gospodarczy w sposób organiczny, nie poprzez pakiety stymulacyjne. Osłabiona pozycja Kana powoduje, że będzie mu dużo trudniej zbilansować budżet w ciągu 10 lat, tak jak planował.

Jest możliwe, że Kan dostanie drugą szansę i że za dwa lata licząc od teraz Japonia będzie stała na silniejszych nogach. Aby to było możliwe, Kan musiałby utrzymać stanowisko i zdobyć szerokie poparcie dla radykalnych reform. Spełnienie obu tych warunków nie wygląda prawdopodobnie.

Gra w obwinianie

Kiepski wynik wyborczy Partii Demokratycznej pozwolił uzyskać siłę nowemu zaciągowi polityków. Zamiast oferować świeże pomysły, proponują oni, aby to bank centralny był lekarstwem na wszelkie problemy. Mam na myśli przede wszystkim nagłe objawienie się na scenie politycznej powstałej zaledwie rok temu Twojej Partii (Your Party) na czele z Yoshimi Watanabe. Najnowsza siła polityczna w Japonii już wzywa Shirakawę, aby robił więcej niż dotychczas.

To nic nowego, ta sama stara śpiewka. Już od 20 lat politycy polegali na banku centralnym, który miał stymulować gospodarkę. Nic to, że japońskie problemy są bardziej natury strukturalnej niż monetarnej – krytycy twierdzą, że BoJ nie robi dostatecznie dużo.

Ale większa zależność od Banku Japonii jest niebezpieczna. W roku 2000 poleganie na monetarnym rozluźnieniu było czymś innym niż teraz. W chwili obecnej Moody’s Investors Service i Standard & Poor’s kręcą się wokół Tokio w poszukiwaniu najlżejszego powiewu optymizmu, który mógłby zmienić toksyczną japońską fiskalną i demograficzną trajektorię.

Kiedy rating kredytowy Japonii pójdzie w dół, spadnie również zaufanie inwestorów. Kraj Wschodzącego Słońca stanie się Krajem Zachodzącego Słońca.

Co może zrobić Shirakawa, skoro główna stopa procentowa jest już teraz na poziomie 0,1 proc.? Może wrócić do polityki quantitative easing stosowanej we wczesnych latach pierwszej dekady tego wieku. Może kupować góry rządowego i korporacyjnego długu po prostu zasypując gospodarkę pieniędzmi. Może zmusić prasy drukarskie do drukowania jenów w nieskończoność.

Unikanie zmian

Każde z tych działań spowoduje, że politycy będą pod jeszcze mniejszą presją, aby po prostu wykonywać swoją pracę. Dwie dekady po pęknięciu bańki napompowanej przez lata dynamicznego wzrostu Japonia wciąż nie wie, jak rozwijać się bez subsydiów państwowych na masową skalę. Ratunkowe posunięcia Banku Japonii odsuną po prostu prawdziwe reformy kolejne 5 czy 10 lat w przód.

Japonia nie ma tyle czasu. Presja wywierana na BoJ, żeby to on przejął ster reform, ma posmak desperacji. Jest też znakiem, ze w najbliższych latach Japonia będzie pogrążała się w marazmie w jeszcze większym stopniu niż dotychczas.