ROZMOWA
MICHAŁ DUSZCZYK:
Projekt przedłużenia ropociągu Odessa – Brody do Polski może stracić wsparcie UE. Coraz częściej mówi się, że 500 mln zł, które Komisja Europejska przekazała na jego realizację, mogą zostać wydane na inny cel. Czy los tego projektu jest zatem przesądzony?
ROBERT SOSZYŃSKI*:
Reklama
Jeżeli strona Polska dojdzie do wniosku, że w precyzyjnie określonych przez KE terminach wydawanie tych pieniędzy jest niemożliwe, to naturalnie będzie zabiegać, aby te środki wykorzystać inaczej. Na przesądzanie losów tego projektu jest jednak za wcześnie. Poza tym w tym przypadku unijne fundusze nie są decydujące, czy projekt zostanie zrealizowany.
Marcin Jastrzębski, prezes Sarmatii, międzynarodowej spółki odpowiadającej za projekt, złożył jednak dymisję. Nie widział szans na budowę magistrali, która miała zaopatrzyć Polskę w ropę z regionu Morza Kaspijskiego.
Spółka pracuje normalnie. W ciągu kilku najbliższych dni wybierzemy swojego nowego przedstawiciela w zarządzie. Z naszymi zagranicznymi wspólnikami umówiliśmy się ponadto, że do końca wakacji wybierzemy nowego prezesa. Wiosną ubiegłego roku zaprezentowano generalne studium wykonalności tego projektu, teraz spółka będzie zlecać szczegółowe studium dla polskiego odcinka ropociągu. Potem przyjdzie moment na podjęcie przez firmy, które powołały do życia Sarmatię, decyzji gospodarczych, a przez poszczególne rządy zainteresowanych kraje – decyzji politycznych. Od tego zależy, czy projekt wejdzie w fazę realizacyjną, czy pozostanie jako pewna koncepcja.
Jakie są szanse, by został zrealizowany?
Projekt jest bardzo złożony. Plan początkowo zakładał, by poprowadzić system rurociągów z Kazachstanu, przez Morze Kaspijskie, Azerbejdżan, Gruzję, Morze Czarne, Ukrainę do Polski. Dwa morza, pięć krajów, a każdy z nich ma własne interesy i problemy. Do tego dochodzi kwestia zainteresowania nim potencjalnych odbiorców ropy z tego kierunku, ale i zdobycia dostawców surowca. Pytanie, czy istnieje polityczna wola u wszystkich partnerów, by taki system istniał. To pytanie, które zostawiam bez odpowiedzi.
Czy uda się zakończyć budowę III nitki ropociągu Przyjaźń zgodnie z harmonogramem, do końca 2012 r.?
Liczę, że tak. Napotkaliśmy co prawda pewien problem z budową 10-kilometrowego odcinka, który miał biec przez teren gminy Wieliszew. Jego budowę zablokowały bowiem lokalne władze, które nie uchwalają planu zagospodarowania przestrzennego dla tego obszaru, co z kolei uniemożliwia nam uzyskanie pozwolenia na budowę.
Dlaczego Wieliszew blokuje budowę?
Nie wiem. Wszystkie pozostałe 24 gminy, przez których tereny biegnie rurociąg, uchwaliły takie miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego i nie robiły problemów. Wieliszew zablokował jednak budowę, i to całkiem skutecznie. Właściwie nie mamy żadnych możliwości, by przełamać ten impas. Do uchwalenia takich planów wójta ani rady gminy nie może zobligować też żaden inny, nadrzędny organ.
Wart 0,8 mld zł rurociąg, niezwykle istotny z punktu bezpieczeństwa strategicznego kraju, może nie powstać, bo wójt blokuje inwestycję?
Pierwszy raz spotkałem się z przypadkiem, gdy lokalna władza uniemożliwia przeprowadzenie inwestycji, i to nie inwestycji o charakterze biznesowym. Wieliszew to przykład pewnej luki w polskim systemie prawnym. Takie problemy dotyczą jednak wszelkich inwestycji, szczególnie liniowych, realizowanych w Polsce. Będziemy wnioskować o wprowadzenie regulacji prawnych, które uniemożliwiałyby tego typu sytuacje. A co do Wieliszewa, to mam nadzieję, że wcześniej, czy później władze gminy zrozumieją nadrzędny interes państwa. Trudno wyobrazić sobie sytuację, że przez brak planu zagospodarowania przestrzennego w jednej gminie nie będzie realizowana strategiczna inwestycja. Dla przykładu Rosjanie system rurociągów naftowych BTS-2, które ominą kraje tranzytowe, w tym Polskę, budują w tempie 3 kilometrów dziennie.
Po co właściwie trzecia nitka Przyjaźni, skoro Rosja buduje BTS-2 i zamierza wstrzymać tranzyt ropy przez Polskę?
Zakładamy, że po uruchomieniu BTS-2 system Przyjaźń będzie funkcjonował i dostarczał ropę do tych podmiotów, które obsługiwał do tej pory, czyli do dwóch polskich rafinerii i dwóch niemieckich. Rzeczywiście nie ma co liczyć natomiast, że przesył ropy przez Polskę via gdański Naftoport będzie rósł. Zwłaszcza w obliczu problemów, jakie Moskwa ma z krajami tranzytowymi, w tym ostatnio np. z Białorusią. Trzecia nitka dziś nie jest jednak budowana po to, by przyjąć większe ilości rosyjskiej ropy, ale z powodu oszczędności. Obecnie eksploatacja mocno wyeksploatowanych już dwóch nitek Przyjaźni jest bardzo droga. Zastąpienie pierwszej nitki trzecią da nam oszczędności liczone w milionach złotych w skali roku.
Co stanie się z pierwszą nitką po uruchomieniu trzeciej?
Myślimy o wykorzystaniu tego ropociągu jako rurociągu produktowego. Magistralą tą, na odcinku rafineria w Płocku – Warszawa, w paliwa mogłyby być zaopatrywane przede wszystkim stolica i okoliczne miejscowości. Zapotrzebowanie na olej napędowy w aglomeracji warszawskiej jest ogromne, a istniejący rurociąg paliwowy na tej trasie wykorzystuje już 100 proc. swoich możliwości. Tłoczy 1,5 mln ton paliw rocznie. Zaadaptowana pierwsza nitka Przyjaźni dawałaby możliwości dostarczania co najmniej dwa razy większej ilości paliw. Takie są możliwości. Jak zostałyby one wykorzystane, zależy jednak od PKN Orlen (PKNORLEN), który miałby ewentualnie korzystać z tego rurociągu.
*Robert Soszyński
prezes Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych „Przyjaźń”
ikona lupy />
Robert Soszyński / DGP