ROZMOWA
GRZEGORZ OSIECKI:
Dlaczego chcemy wzmocnić politykę spójności?
MIKOŁAJ DOWGIELEWICZ*:
Reklama
Ona jest zapisana w traktatach, ale w Unii są tacy, którzy kwestionują jej obecny kształt. Oni uważają, że trzeba podzielić finansowane zadania na poszczególne fundusze: zadania społeczne, energetyczne, transportowe. Polska jest za podejściem całościowym. Budujemy obóz zwolenników tej polityki. Możemy liczyć na poparcie nowych członków Unii, ale też kilku krajów wcześniej obecnych w Unii. Za polityką spójności są także niemieckie landy. Niektóre kraje są niepewne i czekają na to, co zaproponuje KE. Na przykład jest pytanie, jak zachowają się Hiszpanie. Oni w kolejnym, na lata 2014 – 2020, budżecie – w przeciwieństwie do poprzednich – główne korzyści będą czerpali z polityki rolnej, a nie spójności, bo stali się bogatsi.
Kto jest przeciwny polityce spójności?
Ci, którym zależy na tym, by jak najmniej wpłacać do budżetu unijnego. Na przykład Szwedzi, tak samo Dania, Holandia.
Ale oni argumentują, że większe pieniądze powinny iść na innowacje?
My uważamy, że polityka spójności to ogólna formuła, w której mogą być umieszczone różne polityki w zależności od potrzeb. To z jednej strony powoduje, że więcej krajów może popierać politykę spójności. Z drugiej chcemy pokazać, że polityka spójności potrafi się adaptować do realiów i potrzeb. Dlatego można w nią wpisać działania dotyczące osiągania celów klimatycznych, tych związanych z infrastrukturą energetyczną, telekomunikacyjną czy drogową, cele społeczne. To wszystko chcemy wpisać, bo wtedy powstaje całościowa polityka rozwoju regionu czy kraju.
Ale czy polityka spójności nie opóźnia rozwoju nowych technologii w Unii?
Nie. To nie spór modernizacyjny. To spór raczej o to, czy polityka spójności powinna być zawężona do grupy krajów, które mają nadganiać różnice rozwojowe, czy ma być adresowana do jak najszerszej grupy krajów, by realizować różne cele. Jesteśmy za tą drugą koncepcją, bo jeśli polityka będzie adresowana do najbiedniejszych krajów, to w trakcie negocjacji budżetowych pula pieniędzy na politykę spójności będzie dramatycznie spadała z każdą rundą negocjacyjną.
Czy nie jest tak, że Unia, starając się nadążyć za USA, musi kierować duże środki na technologie, a Polska, która jest w tej materii zapóźniona, stara się po prostu zablokować ten proces?
Ponad połowa środków z polityki spójności w Polsce jest przeznaczona na cele związane ze strategią lizbońską. To oznacza, że wzmacnia konkurencyjność gospodarki. Nasza strategia rządowa spójności czerpie z najlepszych doświadczeń krajów unijnych. Nie jesteśmy w latach 80., gdy polityka spójności oznaczała w praktyce wybór: inwestycje w wiedzę (w Irlandii) czy w autostrady (jak na Półwyspie Iberyjskim). Dzięki mądrze ukierunkowanej polityce spójności stajemy się wszechstronnie nowoczesnym krajem.

>>> Czytaj też: Komisja Europejska chce zawieszać fundusze dla niesubordynowanych krajów

Jak przekonamy bogatsze kraje, że wydatki w Polsce to nie stracone pieniądze?
Już widać, jak polityka spójności sprawdza się w krajach członkowskich, w tym w Polsce. Chcemy pokazać, jak firmy austriackie, niemieckie czy holenderskie z tego korzystają. Austriacy z każdego centa na politykę spójności wyjmują 81 centów. Widać, jak dobrze ta polityka sprawdza się w trakcie kryzysu. Budżet europejski musi być dźwignią wzrostu gospodarczego. I tak się dzieje np. dzięki polityce spójności.
A kryzys nie jest okazją do zmiany priorytetów?
Gdy jest kryzys, nie można dokonywać gwałtownych ruchów. Powinniśmy mieć podejście konserwatywne. Budżet powinien odpowiedzieć na nowe wyzwania, które się pojawiały w ciągu pięciu czy siedmiu lat. Ale nie można doprowadzić do tego, by najskuteczniejszy instrument, z którego korzysta Unia, czyli polityka spójności, został rozmontowany. Nie ma na to zgody. Jej obrona będzie polskim priorytetem w trakcie negocjacji budżetowych. Nie zapominamy też o rolnictwie, ale w tym przypadku jest duża grupa krajów, które wspierają utrzymanie wspólnotowego charakteru polityki rolnej.
Ile chcemy dostać z nowego unijnego budżetu? Tyle ile teraz – 68 mld euro?
Na to pytanie dziś nie odpowiem. Ale jesteśmy do tych negocjacji bardzo dobrze przygotowani. Gotowy jest w MSZ zespół, który tymi negocjacjami będzie się zajmował. Zarządza nim wybitny specjalista, który wrócił po kilkuletniej pracy w KE. Te negocjacje to najważniejsze zadanie dla polskiej dyplomacji w najbliższych latach.
*Mikołaj Dowgielewicz jest wiceministrem spraw zagranicznych

>>> Polecamy: Polski sukces w Unii: Nie będzie Europy dwóch prędkości

Mniej na rolnictwo, więcej na innowacje
OPINIA
Fredrik Erixon
szef European Centre for International Political Economy (ECIPE) w Brukseli
Dotychczas polityka spójności realizowana przez Unię Europejską nie była postępowa. Zbyt wiele środków przeznaczano na uchronienie regionów słabo rozwiniętych przed zapaścią. Nie miały na celu przygotowania ich mieszkańców do rywalizacji na światowych rynkach z dynamicznymi państwami Azji.
Istotą stanowiska Camerona i Rasmussena jest założenie, że środki z funduszu powinny być inwestycjami rozwojowymi, które będą stymulować innowacyjność. Chcieliby oni nadać nowy ton negocjacjom w sprawie budżetu Unii, tak by ograniczać wydatki na rolnictwo i rozwój regionalny, a dotować rozwiązania innowacyjne.
Zachowanie status quo jest błędem
OPINIA
Ulrike Guerot
ekspert European Council on Foreign Relations
Polityka spójności to wyjątkowo trudny temat negocjacyjny. Francuzi wyłożą na stół kwestię rolnictwa, Brytyjczycy rabaty, Niemcy będą chcieli zachować Niemcy Wschodnie, a Polska oczywiście dotychczasową politykę spójności. Podejście – zachowanie status quo – to podejście mylne. Trzeba myśleć, co jest dobre dla Unii jako całości. Temu służy projekt Europa 2020, który za cel stawia sobie zwiększenie nakładów na badania i rozwój, wzrost innowacyjności etc.
Teraz na pierwszym miejscu jest wspólne wyjście z kryzysu finansowego, a agenda 2020 musi być z tym skoordynowana.
not. kk i mart