Właśnie tyle według wstępnych prognoz zarobiła górnicza spółka w pierwszych trzech kwartałach tego roku. To rekord. Wynik jest godny tym większego uznania, że ubiegły rok firma zakończyła stratą ponad 340 mln zł. Ale nie oznacza to, że JSW może spocząć na laurach. Po ostatnich aresztowaniach prezesów KW i KHW oskarżonych o korupcję także nad nią mogą się zebrać czarne chmury. Czy Jarosław Zagórowski zdoła je rozgonić?

Układ ze związkowcami

Podobno niespełna czterdziestoletni Zagórowski co chwilę otrzymuje propozycje pracy w sektorze prywatnym, i to za kilkukrotnie większe pieniądze, niż zarabia w JSW. Mimo to pozostaje wierny kopalniom. Trzy lata temu, gdy oddelegowany został przez resort skarbu do pracy w spółce, za cel postawił sobie wprowadzenie jej na GPW. W szybkiej realizacji tego planu przeszkodził mu kryzysowy dla całej branży górniczej rok 2009. Zamówienia spadły o 13 proc., ceny węgla stoczyły się po równi pochyłej, a przychody skurczyły się o jedną trzecią.
To był sprawdzian dla Zagórowskiego. I choć w całym 2009 r. spółka straciła ponad 340 mln zł, analitycy nie mają wątpliwości, że gdyby nie plan antykryzysowy Zagórowskiego, straty mogły być znacznie większe. Wstrzymał wydobycie węgla w piątki i przekonał związki zawodowe, aby zgodziły się na uszczuplenie funduszu wynagrodzeń o 100 mln zł. Obiecał im w zamian, że spółka nie wyśle żadnego górnika na bruk oraz że odda im pieniądze, gdy tylko koniunktura na rynkach się poprawi i firma odbije się od dna.
Reklama
Ze spełnieniem tej ostatniej obietnicy nie musiał czekać długo. Już na początku tego roku, gdy ożywienie w sektorze węglowym stało się pewne, JSW wypłaciła swoim pracownikom 30 mln zł jednorazowej premii. Tak Zagórowski odwdzięczył się górnikom za okazane mu zaufanie. – Jedno trzeba przyznać. Choć ma twardą rękę, to nigdy nie rzuca słów na wiatr – tak mówi o nim jeden ze związkowców JSW. Anonimowo, bo nie chce, aby jego koledzy uznali, że podlizuje się prezesowi. Bo związkowcom Zagórowski potrafi też zaleźć za skórę.
Zresztą nie tylko im. Ma też na pieńku z szefami innych spółek węglowych, których niejednokrotnie publicznie krytykował. W wywiadzie udzielonym kilka dni temu portalowi Wirtualny Nowy Przemysł bez ogródek stwierdził, że „powinni się oni zająć pracą, a nie zabawą w politykę”. Wspomniał, jak były już prezes Kompanii Węglowej (odwołany miesiąc temu ze stanowiska, po tym jak oskarżono go o korupcję) na jedną z górniczych uroczystości osobiście przywiózł wicepremiera.
W przeszłości Zagórowski sam pośrednio zajmował się polityką. W latach 1998 – 2002 brał udział w pracach związanych z reformowaniem górnictwa, pracował w departamencie restrukturyzacji przemysłu, a tuż przed przejęciem prezesury w JSW był urzędnikiem Ministerstwa Skarbu.

Lepiej bez państwa

Dziś Zagórowski często wyraża się z dezaprobatą o relacjach personalnych panujących w sektorze górniczym. Jasny wyraz temu, co o nich sądzi, dał kilka miesięcy temu, odchodząc ze Związku Pracodawców Węgla Kamiennego. Swoją decyzję uzasadnił krótko i dosadnie: „Związek, zamiast bronić interesów pracodawców, stał się miejscem wzajemnej adoracji”.
Zagórowski bez przerwy powtarza, że cały sektor górniczy powinien funkcjonować w oparciu o zdrowe zasady ekonomii. Czyli musi być przede wszystkim konkurencyjny. Dlatego nawet w kryzysowym roku 2009 JSW przeznaczyła na inwestycje 540 mln zł, m.in. unowocześniając kopalnie. To jeden z elementów planu wprowadzenia spółki na giełdę w przyszłym roku. Zagórowski chce uzbierać na parkiecie trochę gotówki na kolejne inwestycje, ale jednocześnie życzyłby sobie, aby państwo zachowało pakiet kontrolny w spółce. Twierdzi bowiem, że państwowa firma wcale nie musi być źle zarządzana, pod warunkiem że oddzieli się pracę od polityki.