Warto sobie przypomnieć pierwszy dzień grudnia i zachowanie parkietów z tamtego dnia można z łatwością przełożyć na wczorajsze. Publikacja wskaźników PMI już standardowo przełożyła się na pozytywne nastroje, a nowe limity inwestycyjne w portfelach funduszy inwestycyjnych dopełniły dzieła.

Zarówno europejski jak i ten polski wskaźnik PMI zaskoczyły pozytywnie. Za oceanem takiego zaskoczenia co prawda nie było, ale osiągnięty poziom 57 pkt. był największy od siedmiu miesięcy. Na ustach osób jak mantra powtarzane były słowa o trwałym ożywieniu gospodarczym i pozytywnie zaskakującej amerykańskiej gospodarce. Na Wall Street doszło więc do wzrostów o ponad 1 proc. i wyznaczenia nowych maksimów trendu, które inwestorzy z GPW obserwowali, ale z sobie znaną dawką pesymizmu i niedowierzania.

Na warszawskim parkiecie pomimo wzrostów nie zobaczyliśmy bowiem wybicia z męczącej konsolidacji. Owszem wzrosty były i dzięki udanemu fixingowi nawet o ponad 1 proc., ale to i tak był ruch w ramach wcześniejszego przedziału wahań. Szkodzić mógł tutaj brak zleceń ze świętującego Londynu, co widoczne było po niewielkich obrotach. Z drugiej jednak strony dzięki o godzinę dłuższej sesji wyraźnie obserwowaliśmy siłę Amerykanów i … nie reagowaliśmy.

Reklama

Na rynku walutowym początkowo euro straciło, a w ślad za nim i złoty. Potem jednak obraz zaczął się zmieniać i waluta wspólnotowa odzyskiwała stracony grunt, co przekładało się na silniejszego złotego. Co ciekawe początkową siłą dolara niespecjalnie przejmowały się surowce i rosły w cenę, ale potem wzrosty te wyraźnie stopniały. Per saldo na zamknięciach zmiany były niewielkie i nieznaczące.