Liniowy VAT jest marzeniem każdego ekonomisty. Tworzy system prostszy, odporniejszy na oszustwa, tańszy w poborze. To ważne zalety. Dla każdego ministra finansów ma jeszcze jedną – według wstępnych szacunków przysporzyłby budżetowi kilkanaście miliardów złotych rocznie. Przy naszej dziurze budżetowej te zalety są nie do przecenienia. Nie dziwię się, że eksperci, którzy przygotowywali program dla PJN, urokowi liniowego VAT się nie oparli. Dziwię się natomiast politykom, że nie próbują odpowiedzieć sobie i nam, co to będzie oznaczało.
PJN zapewnia, że najbiedniejsi dostaną rekompensaty. Nie mówi, jak liczne będzie to grono. Pewne jest, że cała operacja służyć ma temu, żeby budżet zarobił, w przeciwnym bowiem razie po co jeść tę żabę? Przeciętna polska rodzina wydaje na żywność około 23 proc. swojego domowego budżetu. W rodzinach uboższych ten wskaźnik jest wyższy, w zamożniejszych – niższy. Najbogatsi o wiele większą część swoich budżetów przeznaczają dziś na zakup towarów obłożonych stawką 23 proc. VAT. Jeśli zostanie ona obniżona do 19 proc., część z nich nawet na tej operacji może zyskać. Kto więc straci, skoro najbiedniejszym państwo podwyżkę zrekompensuje? Średniacy, czyli ogromna większość społeczeństwa. To z ich kieszeni pochodzić będą te miliardy, które zyska budżet. PJN aż się prosi, żeby PO postraszyła wyborców starym filmem.
W programach gospodarczych innych partii są również punkty, które każą zadać pytanie: zmienili radykalnie poglądy czy po prostu się przebrali? SLD nagle stał się zwolennikiem wydłużenia wieku emerytalnego kobiet i wcielenia wszystkich pracujących do powszechnego systemu emerytalnego. A więc także mundurowych i górników, których z niego przed kilkoma laty wyprowadził. Za likwidacją przywilejów opowiada się też PJN. Tylko PiS usiłuje wciskać ciemnotę, udając, że wystarczy opodatkować banki, żeby starczyło nie tylko na zasypanie dziury budżetowej, lecz także na dodatki drożyźniane dla najbiedniejszych. Najgorzej na tym tle wypada Platforma.
Skąd wziął się nagle ten reformatorski zapał w partiach, które do tej pory one hamowały? Obawiam się, że z nieświadomości. Pozamawiały programy u różnych ekspertów, a teraz prezentują je, nie do końca wiedząc, co czynią. Albo też poprzebierały się na użytek ekspertów, którzy coraz głośniej i bardziej stanowczo domagają się koniecznych reform. Po szarży prof. Leszka Balcerowicza nie można już ich głosów ignorować, może to grozić utratą popularności.
Reklama
Jest jeszcze jedno wytłumaczenie: do polityków nareszcie dotarło, że sytuacja państwa jest poważna i reform nie da się już dłużej odkładać na potem. Najlepiej byłoby to sprawdzić jeszcze przed wyborami, chociażby kierując do parlamentu reformę emerytur mundurowych. Z obecnie prezentowanych programów wyborczych wynika, że mogłaby ona liczyć na szerokie poparcie, nawet ze strony PSL. Jeśli PO nie zdobędzie się nawet na tyle, wkrótce przyjdzie zacytować Wyspiańskiego: „Miałeś chamie złoty róg...”.