Piątkowy szczyt w gronie samych przywódców krajów strefy euro to jednorazowe wydarzenie czy początek tendencji, która może być groźna dla Polski?

Podzielam ocenę prezesa NBP Marka Belki, który uważa, że mamy do czynienia z rysującym się trwałym podziałem Unii na państwa strefy euro i kraje, które są poza nią. Ta pierwsza grupa będzie koordynowała politykę gospodarczą i polityczną.
To groźne dla Polski?
Do tej pory warto było starać się o członkostwo w strefie euro z powodów ekonomicznych. Teraz dochodzą względy strategiczne. Niemcy i Francja to europejskie mocarstwa, z którymi Rosja liczy się szczególnie. Polska powinna razem z nimi wypracowywać wspólną strategię wobec Moskwy, a nie być zaskakiwana decyzjami podejmowanymi w trójkącie Paryż – Berlin – Moskwa. Tyle że na ściślejszą współpracę nie ma co liczyć, dopóki pozostaniemy poza unią walutową.
Reklama
Jak szybko możemy znaleźć się w strefie euro?
Piłka jest po naszej stronie, bo głównym problemem jest to, że nie spełniamy kryteriów zbieżności. Wyraźne obniżenie deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB jest możliwe w 2013 roku. Wtedy powinniśmy spełniać kryteria inflacji i stóp procentowych. To pozwoliłoby przystąpić do unii walutowej w 2015 lub 2016 roku.
Premier już kilkakrotnie zmieniał terminy naszego przystąpienia do Eurolandu.
W rządzie są poważne obawy o to, by rynki nie ukarały Polski, jeśli nasze finanse publiczne nie zostaną szybko uzdrowione. To będzie o wiele skuteczniejszy czynnik mobilizujący, by wejść do strefy euro, niż apele Brukseli i obietnice premiera.