Kataklizm nie dotknął nawet stolicy. Tokio od lat przygotowywało się do trzęsienia ziemi. Do klęski żywiołowej doszło na morzu, niedaleko wybrzeża nie tak gęsto zaludnionego północnego wschodu Japonii.

>>> Czytaj też: Japonia po trzęsieniu ziemi: to największy kryzys od II wojny światowej (ZDJĘCIA)

To, co nastąpiło potem – wyniszczające 10-metrowe tsunami i niemal stopienie reaktora w elektrowni atomowej – wstrząsnęło krajem do głębi. Ludzie patrzyli w niemym przerażeniu, póki skala tragedii – najprawdopodobniej ponad 10 tys. ofiar śmiertelnych i pół miliona mieszkańców bez dachu nad głową – docierała do świadomości. Premier Naoto Kan nazwał potrójną katastrofę najgorszym kryzysem narodowym od czasu II wojny światowej.
Za wcześnie, żeby oceniać, jak ta tragedia może wpłynąć na przyszłość Japonii. Ostateczna liczba ofiar nadal nie jest znana, choć już przekroczyła 6,5 tys., które pochłonęło trzęsienie ziemi w Kobe. Ale podobnie, jak miało to miejsce w 1995 r., katastrofa 2011 r. może stać się psychologicznym punktem zwrotnym.
Reklama
Po wydarzeniach sprzed 16 lat Japonia straciła wiarę w cud gospodarczy, który doprowadził ją od powojennej biedy na granicę prześcignięcia USA jako największej gospodarki świata. Z marzeniami o potędze należało pożegnać się już u progu kryzysu w 1990 r. Jednak większość Japończyków nie przyjmowała do wiadomości, że kurcząca się wartość aktywów i mierny wzrost stały się nową normą. Do zrozumienia, że Japonia może się mylić, trzeba było tragedii w Kobe, która zrównała z ziemią budynki uważane za niezniszczalne. – To był najbardziej krytyczny rok po wojnie, kamień milowy dla naszego kraju – mówił w 1995 r. pisarz Haruki Murakami. – Koniec mitu o latach cudu.

>>> Czytaj również: Katastrofa atomowa w Japonii odbiła się szerokim echem na świecie

Są wyraźne podobieństwa między dwoma niszczycielskimi wydarzeniami. Teraz, jak i wtedy, Japonia będzie musiała zastanowić się, czy technologia i inżynieria mogą rozwiązać wszystkie jej problemy.
Nad podobieństwami przeważają jednak różnice. Tragedia w Kobe nadwyrężyła wiarę w cud gospodarczy, klęska w Sendai może ją przywrócić. Pokazuje ona, że postrzeganie Japonii jako upadającej potęgi jest przesadzone. Stało się jasne, że Kraj Kwitnącej Wiśni nadal ma wielkie znaczenie dla stanu światowej gospodarki.
Po tym jak trzęsienie ziemi pozbawiło kraj 10 tys. megawatów – 1/4 energii produkowanej przez Tokyo Electric Power – cena brytyjskiego gazu ziemnego w miesięcznych kontraktach terminowych wzrosła o jedną piątą. To nie dziwi, skoro Japonia jest największym importerem na świecie, a japońskie elektrownie gazowe musiały zwiększyć wydajność i zastapić zniszczone jądrowe. Wstrząs odczuły rynki walutowe, ponieważ kapitał zaczął powracać do Japonii w oczekiwaniu na ogromne wypłaty odszkodowań w jenach. To skłoniło kraje G7 do podjęcia po raz pierwszy od dziesięciu lat wspólnych działań w celu osłabienia jena i pomocy w odrodzeniu japońskiego eksportu.
Ucierpiały też łańcuchy dostaw. Jako pierwszy do zawirowań przyznał się General Motors, ogłaszając zawieszenie produkcji w Luizjanie z powodu braku części sprowadzanych z Japonii. Z podobnym ostrzeżeniem wystąpił Volkswagen, o wpływie trzęsienia ziemi na produkcję mówił też Sony Ericsson. Problemy nuklearne spowodowały przegląd programów atomowych na świecie: w Niemczech zamknięto stare reaktory, Chiny zawiesiły pozwolenia na budowę nowych, a Indie ogłosiły inspekcję systemu nuklearnego.
Kolejna różnica polega na braku wiary w rząd i biurokratów, którzy za nim stoją. Przed Kobe zaufanie do władz było dość duże, choć w 1993 r. liberalni demokraci na krótko stracili władzę, co było pierwszym zwiastunem przyszłego rozczarowania. Po tym jak w czerwcu 2009 r. władzę przejęła opozycja, społeczeństwo czuje do polityków jedynie pogardę. Jednak jeśli klęska 1995 r. zabiła wiarę w rząd, tragedia 2011 r. może to odwrócić, jeśli państwo stanie na czele odrodzenia kraju.
Ale bardziej niż zaufanie do państwa ostatnie trzęsienie ziemi może przywrócić wiarę w zdolności i siłę społeczeństwa. – Naród japoński ma poczucie jedności. Czujemy, że wszyscy powinniśmy razem zmierzyć się z tą ciężką sytuacją – powiedział w ubiegłym tygodniu Kaoru Yosano, minister gospodarki i polityki fiskalnej.
Niewątpliwa pracowitość Japończyków bywa obiektem krytyki. Niektórzy komentatorzy wskazują na to, że stoicyzm może doprowadzić do niezdrowej pasywności. Japończycy jako społeczeństwo zaufali, że państwo może zagwarantować im bezpieczeństwo. Ale zdolność wspólnego działania całego narodu, zwłaszcza w czasie kryzysu, jest mocną stroną.
Najbardziej oczywiste staje się to na zdewastowanym przez tsunami północnym wschodzie. W prefekturze Iwate, jednej z najbardziej dotkniętych przez żywioł, brakuje żywności i ludzie zmagają się z silnym chłodem. Ale mało kto się skarży. Kimiaki Toda, burmistrz Ofunato, dotkniętego przez klęskę portowego miasteczka w Iwate, mówi, że flegmatyczny stosunek ludzi do zniszczeń pomoże krajowi przetrwać. – Ziemia Japonii była atakowana przez tajfuny kilka razy w roku już od bardzo dawna. Możliwe, że to wpłynęło na nasz charakter – mówi Ofunato. – Akceptujemy klęskę i odradzamy się.
Sahoko Kaji, profesor ekonomii na Uniwersytecie Keio, zgadza się, że katastrofa może być punktem zwrotnym. Już teraz trwa dyskusja o tym, jak będzie się rozwijała polityka energetyczna Japonii. – Potrzebujemy przyszłości, która mniej zależałaby od technologii lub zależałaby od różnych technologii. To dobra strona tragedii. Z tego mogą się zrodzić nowe gałęzie przemysłu – mówi profesor Kaji.