Do połowy 2017 roku zostanie odpowiednio wyposażony finansowo, a jego baza kapitałowa wyniesie 80 miliardów euro, co pozwoli na udzielanie kredytów do 500 miliardów euro. Od 2018 roku unia walutowa będzie więc zdolna przeciwstawiać się przyszłym kryzysom.
Zła wiadomość jest taka, że żadne rezolucje przyjęte w tym tygodniu przez Radę Europejską nie wystarczą, by przeprowadzić nas przez obecny kryzys.
Na początku ubiegłego tygodnia europejscy ministrowie finansów uzgodnili stosunkowo prostą strukturę kapitałową dla ESM. Miał on dysponować łącznym kapitałem w wysokości 700 miliardów dolarów, z czego 80 miliardów miało zostać wpłaconych z góry. Reszta miała być dostępna na żądanie – fundusz może poprosić udziałowców o dostarczenie nowego kapitału, jeżeli istniejący się skończy.
Jednak to rozwiązanie ma wadę – wszystkie państwa członkowskie będą swoimi wzajemnymi gwarantami, każde więc może powiedzieć „nie mogę zapłacić, nie zapłacę”. Bo czy naprawdę wierzymy, że np. Włochy, kraj z zadłużeniem sektora publicznego sięgającym 120 procent PKB, jest w stanie znaleźć dziesiątki miliardów na ratowanie innego państwa członkowskiego? Udział Włoch w ESM wynosi 18 procent, nieco mniej niż Francji (21 proc.).
Reklama
Instytucja przedpłaconego kapitału polega na zapewnieniu buforu, by system mógł sobie łatwiej radzić z problemami. Jednak idea stosowania dofinansowanego ESM poniosła w ubiegłym tygodniu porażkę. Niemieccy deputowani nagle spanikowali na myśl o wyłożeniu w wyborczym 2013 roku 11 miliardów euro, skoro niemiecka koalicja rządząca zakłada obniżki podatków. Angela Merkel zażądała więc, by nie było przedpłat na fundusz i żeby przekazywać pieniądze stopniowo przez pięć zamiast trzech lat. Niemiecka kanclerz zgodziła się, w razie gdyby wpłacony kapitał fundusz stopniał poniżej zakładanych 15 procent wolumenu kredytowego, zapewnić dodatkowe środki.
Tu jednak tkwi haczyk: Niemcy i Francja, których obligacje mają rating potrójnego A, nie będą musiały wykładać realnych pieniędzy, by pokryć wszelkie niedobry we wpłaconym kapitale. Zrobią to za nie gwarancje. Ale kraje z niższymi ratingami, takie jak Włochy, Hiszpania czy Portugalia, będą musiały zapłacić w gotówce. A więc kraje z łatwym dostępem do kapitału mogą zapewnić tanie gwarancje, podczas gdy słabsze muszą wyłożyć gotówkę. W istocie największe zagrożenie dla przyszłej wypłacalności Włoch nie ma nic wspólnego z ich zadłużeniem. Jest nim zaangażowanie tego kraju w europejski mechanizm kryzysowy.
Nieprzeparta chęć, by rozwiązywać kryzys na poziomie unijnym, zderzy się w końcu z realiami krajowej polityki. Zeszłotygodniowa debata o ESM to wczesne ostrzeżenie przed tym, co nas czeka.