Mała odległość, świeży towar i oszczędność czasu – to główne powody, dla których Polacy kupują w sklepach osiedlowych. Według firmy PMR aż 55,4 proc. z nas korzysta z takich placówek. Jednak każdego roku upada ok. 2 – 3 tys. sklepów, wśród których zdecydowaną większość stanowią małe punkty. Z badania przeprowadzonego przez Agencję Sesta według koncepcji prof. Teresy Słaby i prof. Anny Dąbrowskiej z SGH wynika, że niemal 40 proc. właścicieli osiedlowych sklepów przewiduje, iż w 2011 r. kondycja ich biznesu ulegnie pogorszeniu. Zaledwie 13 proc. uważa natomiast, że będzie to dla nich rok lepszy od poprzedniego. Choć badanie przeprowadzone zostało w aglomeracji warszawskiej, według autorek jest ono reprezentatywne także dla innych metropolii.
Trudno się dziwić pesymistycznemu podejściu właścicieli. Z roku na rok udział tradycyjnych sklepów w polskim handlu zmniejsza się kosztem hipermarketów i prowadzących agresywną politykę cenową dyskontów. Już teraz należy do nich ok. 20 proc. rynku, choć jeszcze kilka lat temu ich udział miał marginalne znaczenie. Wynik ten jest jeszcze bardziej imponujący, gdy weźmiemy pod uwagę, że spośród 150 tys. polskich sklepów spożywczych zaledwie ok. 2,3 tys. to dyskonty. Dalsze plany rozwoju sieci są bardzo ambitne. Sama tylko Biedronka, lider w tym segmencie, chce otwierać co najmniej 200 placówek rocznie. Dla małych sklepów osiedlowych taka konkurencja oznacza ogromne problemy. Dyskonty są położone w pobliżu dużych skupisk mieszkalnych, a oferują produkty po wyjątkowo niskich cenach.

Pomoc oczekiwana

Zagrożenie dla drobnego handlu jest tak duże, że zaczynają się pojawiać głosy o konieczności wspierania takich sklepów przez władze. Na razie właściciele nie czują, by ktokolwiek wyciągał do nich pomocną dłoń. W badaniu aż 97 proc. właścicieli przyznało, że nie odczuwa żadnego odgórnego wsparcia. Tymczasem 60 proc. z nich uważa za zasadne podejmowanie działań mających na celu zapobieganie nadmiernej koncentracji sklepów osiedlowych. Co ciekawe, również co trzeci klient takich placówek popiera ten pomysł. Taki wynik może dziwić, ponieważ większa liczba sklepów w sąsiedztwie oznacza szerszy wybór produktów i konkurencję cenową. Wielu klientów zdaje sobie sprawę z tej zależności.
Reklama
– Nie sądzę, by potrzebne było ograniczanie liczby sklepów osiedlowych. Lubię mieć wybór. To chyba naturalna kolej rzeczy, że jeśli sklep sobie nie radzi, to upada. Klient powinien decydować, w którym sklepie zostawi pieniądze – mówi Anna Szewczuk, która niemal codziennie robi zakupy w sklepie na parterze swojego bloku.
Zdaniem Andrzeja Marii Falińskiego, prezesa Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji (POHiD), wszelkie pomysły tego typu restrykcyjnego sterowania gospodarką są błędem.
– Chcieliśmy kapitalizmu, więc go mamy. A tu rządzą prawa konkurencji. Jeśli ktoś nie chce modernizować swojego biznesu, nie szuka dróg rozwoju, to w końcu upadnie. Wprowadzając ograniczenia liczby sklepów, nigdy nie będziemy wiedzieli, czy przypadkiem nie zostawimy na rynku tych najsłabszych – wyjaśnia Andrzej M. Faliński.
Pomysłem na wspieranie lokalnego handlu, który klienci popierają najczęściej, jest dofinansowanie przez samorządy czynszów lub nakładanie ich w niższym wymiarze. Popiera go aż 61 proc. ankietowanych. Niemal 30 proc. jest natomiast za wsparciem pozyskiwania lokali przez sklepikarzy.
Zachodnie koncerny nie mają nic przeciwko wspieraniu drobnego handlu, choć oczywiście w ograniczonym zakresie.
– Uważam, że wszystkie podmioty powinny być traktowane równoprawnie, ale muszą istnieć także instrumenty, które pomagają słabszym uczestnikom rynku, a nie szkodzą silniejszym. Mam tu na myśli przede wszystkim politykę podatkową i mechanizmy kontroli państwa nad nakładaniem przez lokalne władze obciążeń finansowych na podmioty gospodarcze – mówi Renata Juszkiewicz, dyrektor przedstawicielstwa Metro AG w Polsce.
– Państwo może wspierać drobny handel na wiele sposobów, np. poprzez pomoc w definiowaniu nisz rynkowych, których handel wielkopowierzchniowy nie zagospodarowuje, szkolenia w zakresie kompetencji handlowych, wsparcie prawne polityki finansowej, która ułatwi bankom uruchamianie środków finansowych czy też wspieranie stowarzyszeń wspierających małe przedsiębiorstwa – dodaje Renata Juszkiewicz.
Jej zdaniem w Polsce nadal nie ma polityki podatkowej, która sprzyjałaby rozwojowi małych firm, szczególnie na poziomie podatków lokalnych, takich jak czynsze i opłaty. POHiD, która występuje w imieniu wielkich sieci handlowych, zwraca uwagę na to, by taktyką wspierania małych sklepów nie było szkodzenie tym większym. Pomysłem, który zaliczał się do tej kategorii, była ustawa ograniczająca budowę wielkopowierzchniowych obiektów handlowych sprzed kilku lat.
– Na szczęście udało się przed nią obronić. Tam gdzie to możliwe, należy unikać interwencjonizmu. Jednak gdy równość rynkowa sama zaczyna się łamać, powinno się wspierać słabszych. Są na to rozwiązania. Polski handel w niewielkim stopniu korzysta z funduszy unijnych. To powinno się zmienić – uważa Andrzej M. Faliński.
Jego zdaniem ułatwienia w tworzeniu zrzeszeń, które miałyby większą siłę negocjacyjną i wiarygodność kredytową niż pojedynczy przedsiębiorca, to także ważne zadanie dla samorządów. I wreszcie działania informacyjne.
– Przydałaby się akcja, która wyjaśni klientowi, że pewne rzeczy warto kupić w dyskoncie, ale inne w sklepiku na rogu – uważa szef POHiD.

Drożej, ale zawsze pod ręką

Klienci uzasadniają konieczność wspierania małych sklepów bardzo szlachetnymi pobudkami. Co druga osoba określa drobny handel jako dodatkowe miejsca pracy. Prawie 40 proc. uważa, że sklepy osiedlowe są synonimem sklepów polskich, a niemal co trzeci klient docenia je za dobre traktowanie pracowników. Kiedy przychodzi jednak do przyczyn, dla których decydujemy się na robienie zakupów w sklepiku za rogiem, odpowiedzi są już znacznie bardziej praktyczne. Wprawdzie 15 proc. klientów deklaruje, że zakupami wspiera rodzimych przedsiębiorców, ale aż 73 proc. lubi po prostu kupować blisko. Ponad połowa ankietowanych ceni lokalny handel za świeżość towaru, a 45 proc. czuje, że oszczędza na takich zakupach czas. Klienci jako ważne zalety wskazują też brak kolejek (35 proc.) lub branie do koszyka tylko naprawdę potrzebnych produktów (34 proc.). Badanie pokazuje także, jak istotna jest społeczna rola osiedlowego spożywczaka. Miłą obsługę ceni 40 proc. kupujących, a podtrzymywanie kontaktu z sąsiadami – 15 proc. Wszystkie te aspekty sprawiają, że choć ceny w osiedlowych sklepach są zazwyczaj dużo wyższe niż w hipermarketach, większość nie może narzekać na brak klientów.
– Zdarza mi się robić zakupy w sklepach osiedlowych i to znacznie częściej niż w hipermarketach. W tych ostatnich jest znacznie taniej i tam staram się jeździć na duże zakupy 2 – 3 razy w miesiącu. Kupuję wtedy nabiał, mięso, makarony, ryby, cukier, słodycze i napoje. Tam też wpadam, gdy mam w planach zaproszenie dużej liczby gości, bo rachunek ekonomiczny jest prosty – mówi Katarzyna Jasińska, mieszkanka warszawskiego Ursynowa. – Jednak na co dzień, gdy zabraknie mi czegoś, robię zakupy w sklepie osiedlowym. Znajduje się on zaledwie kilkanaście metrów od mojego bloku. Niestety ceny są nieporównywalnie wyższe i przy kupnie kilku produktów widać różnicę. W sklepie osiedlowym kupuję głównie pieczywo, a także rzeczy, na które ma się w danej chwili ochotę, a nie trzyma się ich w domu. Są to np. owoce, słodycze, chipsy, lody – dodaje.

Zapasy z hipermarketu

Według badania klienci korzystają z lokalnego handlu głównie gdy potrzebują dokonać drobnych codziennych zakupów (61 proc.). Po konkretne rzeczy do takich sklepów chodzi 40 proc. ankietowanych. Niemal co czwarty klient korzysta natomiast z okolicznego spożywczaka w sytuacjach awaryjnych, gdy nagle czegoś zabraknie. Większość ankietowanych do pobliskiego sklepu chodzi po pieczywo. Chleb i bułki pod domem kupuje aż 86 proc. klientów. Niewiele mniej, bo 80 proc. ankietowanych, korzysta z lokalnego handlu, gdy nabywa nabiał, a niemal 2/3 kupuje tam warzywa i owoce. Osiedlowe sklepy przegrywają natomiast, jeśli chodzi o sprzedaż produktów, które można przechowywać długo i kupować na zapas. Chemię gospodarczą i kosmetyki kupujemy w supermarketach, hipermarketach lub dyskontach. Co drugi ankietowany zadeklarował, że wybiera właśnie te kanały dystrybucji. Oszczędzamy także na produktach suchych (44 proc. w supermarketach i dyskontach), wodzie i napojach (43 proc.) czy konserwach (40 proc.).

Projekt Odido

Jednym z nowszych konceptów rozwoju handlu jest sieć Odido wprowadzona przez handlowego giganta Makro Cash & Carry. Obecnie należą do niej 203 sklepy, ale w ciągu dwóch lat ta liczba ma się zwiększyć do 3 tys.
– Zgodnie z misją Makro właściciele firmy mają niespotykaną na rynku wolność biznesową i partnerską sytuację. Oferujemy im szkolenia i doradztwo, nie ograniczając decyzyjności – mówi Magdalena Figurna, rzeczniczka Makro.



ikona lupy />
Handel w Polsce – klienci o sytuacji małych sklepów osiedlowych / DGP