Angela Merkel ma problemy z przeforsowaniem postanowień lipcowego szczytu strefy euro, którego celem było ratowanie unii walutowej przed rozpadem. Niemiecka kanclerz w ekspresowym tempie odwołała zaplanowaną na 7 września wizytę w Rosji, by ciułać głosy konieczne do przegłosowania w Bundestagu drugiego bailoutu dla Grecji i powiększenia uprawnień europejskiego instrumentu stabilności finansowej.

>>> Czytaj też: Guru światowych finansów: Recesji nie będzie. Juan wejdzie do pierwszej ligi

Dziś przeciw temu jest aż 23 posłów CDU/CSU. Jeśli głosowanie okaże się klapą, na rynki znów wróci panika, strefa euro jeszcze bardziej przybliży się do rozpadu, a sama Merkel może stracić stanowisko.

Histeria ogarnęła Niemcy

Reklama
Johannes Singhammer, przywódca siostrzanej partii CDU, bawarskiej CSU, jednoznacznie opowiedział się przeciw zmianie mandatu europejskiego instrumentu stabilności finansowej (EFSF), który w tym samym głosowaniu ma uzyskać prawo do kupowania obligacji zadłużonych krajów strefy euro, jak Hiszpania i Włochy. Zdaniem Singhammera to prosta droga do „przekształcenia tylnymi drzwiami unii walutowej w unię transferową”.

>>> polecamy: Były szef niemieckiej dyplomacji: Trzeba włączyć Polskę w walkę z kryzysem w UE

Decyzję o nadaniu nowej roli EFSF podjęli już pod koniec lipca przywódcy krajów strefy euro, jednak aby weszła ona w życie, musi zostać zatwierdzona przez parlamenty wszystkich krajów Eurolandu. – Histeria ogarnęła Niemcy – uważa niemiecki dyrektor EFSF Klaus Regling.
W dokumencie programowym przygotowywanym przez CSU, do którego dotarł tygodnik „Der Spiegel”, zapisano, że „nieograniczona unia transferowa i połączenie długów różnych krajów na nieograniczony czas oznaczałoby utworzenie wspólnego rządu finansowego i zasadniczo zmieniło charakter obecnej konfederacji suwerennych krajów europejskich”.
Problem jednak w tym, że zdaniem głównego partnera Berlina w przebudowywaniu unii walutowej – Francji – jedynie taki model – unia transferowa – pozwoli uratować strefę euro. Paryż przekonuje, że Europa ma wybór: albo tworzy rząd gospodarczy i ujednolica polityki budżetowe w unii walutowej, albo godzi się na rozpad strefy euro na strefę północną i to, co media zachodnie ochrzciły mianem „olive zone” (strefę oliwki) na południu Europy.

Kto ma prawo do decyzji

Jakby tego było mało, w ubiegłym tygodniu sceptyczne stanowisko wobec unii transferowej zajął również prezydent Christian Wulff, który także wywodzi się z CDU. Jego zdaniem Europejski Bank Centralny, który uprzedzając nową rolę EFSF i chcąc uspokoić sytuację na rynku, od kilku tygodni kupuje obligacje Włoch i Hiszpanii, „dalece przekroczył swoje uprawnienia”.
– To uderza w sedno demokracji. Decyzje powinny być podejmowane w parlamencie. Tylko on ma prawo do ich podejmowania – uznał Wulff.
Porażka głosowania w Bundestagu niemal na pewno skłoniłaby do odrzucenia pakietu pomocowego dla Grecji kilka innych krajów unii walutowej, przede wszystkim Holandię, Austrię i Finlandię, które mają podobny pogląd na unię transferową co część CDU i CSU. Od wielu miesięcy rośnie tam sprzeciw wobec dalszej pomocy dla krajów południa Europy.
Wolfgang Munchau, publicysta ekonomiczny „Financial Times”, podkreśla, że nawet jeśli pakiet pomocy dla Grecji zostanie ostatecznie zaakceptowany, to i tak bunt w koalicji rządowej pokazuje, że Niemcy nie są gotowe do dalszych poświęceń dla ratowania strefy euro. Chodzi w szczególności o odrzucany przez Merkel wniosek o zwiększenie funduszy EFSF. Dziś fundusz ten dysponuje 440 mld euro. A potrzebowałby przynajmniej 2 bilionów euro, aby w razie potrzeby przyjść na ratunek Włochom i Hiszpanii.