Jako pierwszy (termin nadsyłania propozycji upływa w styczniu) rękawicę podniósł Tyler Cowen, amerykański profesor z Uniwersytetu George’a Masona, którego tygodnik „The Economist” uznał za jednego z najbardziej wpływowych ekonomistów naszych czasów.

>>> Czytaj też: Grecy nie chcą opuszczać strefy euro

49-letni akademik przygotował projekt, w którym hipotetyczny kraj chcący opuścić strefę wspólnego pieniądza został nazwany Rurytanią. Na początek rząd Republiki Rurytanii musi uderzyć z pełnego zaskoczenia i ogłosić, że wszystkie depozyty bankowe (do tej pory w euro) zostają przewalutowane na nowy pieniądz, peso. Wszystko dzieje się tak szybko, że peso fizycznie jeszcze nie istnieje, a życie gospodarcze musi trwać. Dlatego od tej chwili każdy, kto chce wyciągnąć z banku 10 euro, dostanie certyfikat dłużny na 10 peso, który rząd zobowiązuje się zamienić na twardy pieniądz w późniejszym terminie. Oczywiście dla nikogo nie jest tajemnicą, że jedno peso będzie warte jakieś 0,5 – 0,6 euro i każdy Rurytańczyk straci na takiej operacji.

>>> Polecamy: Niemcy, Polska, Anglia, USA – zobacz, gdzie zarobisz najwięcej na koncie

Reklama

Ale o to, by lokalna waluta straciła na wartości i przywróciła gospodarce utraconą konkurencyjność w całym pomyśle opuszczenia strefy euro przecież chodzi. Rurytania nie jest republiką bananową, ale zachodnią demokracją i członkiem UE. Rurytański rząd musi zdawać sobie sprawę, że nie można skonfiskować ani zabronić wwożenia/ wywożenia do/z kraju fizycznie istniejącego unijnego pieniądza. Zdaniem Cowena władze powinny wręcz trąbić na wszystkie strony o tym, że euro nie zostanie skonfiskowane, by przez pewien czas unijny pieniądz krążył jeszcze w obiegu jako równoległa waluta i nie dopuścił do wyschnięcia wewnętrznego rynku. A co z zadłużeniem zewnętrznym wobec banków niemieckich czy szwajcarskich, które jest denominowane w euro? No cóż – odpowiada Cowen – one już i tak pogodziły się z koniecznością spisania na straty części rurytańskiego długu.

Tamtejszy rząd nie powinien więc zbytnio się nimi kłopotać, bo w końcu ratuje nie strefę euro, a własną gospodarkę. Większym problemem jest rodzimy system bankowy, który na wymuszonej denominacji również straci miliardy euro (teraz peso). Nie ma rady, trzeba będzie znacjonalizować sporą część rodzimej bankowości i napełnić puste kasy stworzonym wirtualnie pieniądzem. Skoro po takie środki mogą sięgać Fed czy EBC, to dlaczego nie Narodowy Bank Rurytanii. Inflacja? Nadejdzie.

Eksperci są jednak zgodni, że już wkrótce uderzy ona w cały zachodni świat. Dla Rurytanii nie ma więc różnicy, czy przeżyje wzrost cen w strefie euro czy poza strefą. Cowen nie pozostawia żadnych wątpliwości, że proponowane przez niego rozwiązania łamią wiele wewnętrznych i międzynarodowych zobowiązań.

Jak jednak nazwać notoryczne łamanie przez większość krajów strefy euro (w tym również Niemcy i Francję) reguły 3-proc. zadłużenia zapisanego w unijnych traktatach? – pyta retorycznie. I przewiduje, że Rurytania na pewno za wystąpienie z eurostrefy z UE nie zostanie wyrzucona. Co najwyżej Bruksela zamrozi jej na pewien czas fundusze strukturalne albo rolnicze. Ale gdy gospodarka odzyska oddech, szybko o wszystkim pewnie zapomni. Tyle Tyler Cowen. Kto następny w kolejce po 250 tys. funtów ufundowanych przez Lorda Wolfsona, barona Aspley Guise?