Gdy rynki dłużne spychają Włochy, Hiszpanię, a nawet Francję w niebezpieczny obszar, kuszące byłoby powiedzieć, że politycy przegrywają z nimi bitwę. Jednak sięganie do wojennej retoryki oznacza ten sam błąd, który popełniła pani kanclerz – postrzeganie rynków jako potwora, którego trzeba okiełznać.
Rynki nie są wrogiem europejskich polityków. Są ich przyjacielem. To one oddzielają politycznych liderów od wściekłych obywateli. Gdyby rynki nie pożyczały pieniędzy rządom, politycy mogliby je pozyskać tylko z jednego źródła – od wyborców. Jak właśnie odkrywa Europa, oznacza to albo wyższe podatki, albo cięcia w wydatkach publicznych. Tylko rynki chronią polityków przed radykalnym zaciskaniem pasa.
Tym niemniej europejscy politycy często mówią o rynkach finansowych w otwarcie wrogi sposób. W ubiegłym roku Jean-Claude Juncker, premier Luksemburga i przewodniczący Eurogrupy, która koordynuje politykę 17 krajów używających wspólnej waluty, zadeklarował: „Musimy być zdolni powstrzymać rynki finansowe. W piwnicy mamy narzędzia tortur”. To jak poprosić menedżera banku o przedłużenie kredytu, sugerując, że jeżeli warunki się nie spodobają, to się go podtopi.
Wiele nieporozumień narosło wokół przekonania, że rynki chcą zniszczyć euro. Jedno z nich polega na założeniu, że rynki finansowe są jednolitą całością, a nie równowagą opinii między kupującymi a sprzedającymi. Istnieją strategie inwestycyjne oparte na założeniu, że strefa euro się rozpadnie. Są jednak i takie, które zakładają coś przeciwnego. Niektórzy inwestorzy na rynkach finansowych zarobią, jeżeli kryzys w strefie euro się pogłębi. Inni stracą. Dla przykładu nowojorski dom maklerski MF Global właśnie poszedł na dno, ponieważ pokładał zbyt duże zaufanie w europejskich obligacjach rządowych.
Reklama
To finansiści są najbardziej świadomi, że upadek wspólnej waluty byłby szkodliwy, i jak najdalsi od kibicowania kryzysowi dłużnemu. Wręcz przeciwnie, niemal obsesyjnie wierzą, że wszystko będzie dobrze. Przy każdym szczycie UE i ogłoszeniu nowego porozumienia w sprawie rozwiązania kryzysu rynki odbijają się na kilka dni. Potem analitycy czytają to, co zostało zapisane drobnym druczkiem – i nadzieje oraz rynki ponownie gasną.
Jeżeli kryzys w strefie euro się pogłębi, spiskowe teorie na temat złych rynków przybiorą na sile. Już można usłyszeć podszeptywania, że Mario Draghi z EBC i Mario Monti, nowy premier Włoch, mogą potajemnie wspierać interesy wielkiej finansjery, a nie zwykłych obywateli, ponieważ obaj pracowali kiedyś w Goldman Sachs.
W istocie prawie wszyscy – banki, politycy i przede wszystkim zwykli ludzie na całym świecie – są żywotnie zainteresowani, by Europa przezwyciężyła kryzys dłużny. Jeżeli ma się tak stać, politycy muszą uspokoić inwestorów, a nie fantazjować o torturowaniu ich w piwnicy.