Bardziej martwi się pani o to, że w nowej perspektywie środków z UE otrzymamy mniej czy że nie dostaniemy ich wcale?
Oczywiście martwię się, czy dostaniemy te środki. Jeśli w strefie euro nie nastąpi załamanie, którym jesteśmy straszeni, to pieniędzy dostaniemy co najmniej tyle samo, co teraz. Mamy świadomość obecnej sytuacji w Europie, dlatego jako prezydencja wspólnie z innymi krajami członkowskimi pracujemy nad tym, by tak ukierunkować pieniądze z polityki spójności, aby pomagały kryzys przezwyciężyć.

>>> Czytaj też: Polak, Niemiec, dwa bratanki? Nadchodzi rewolucja we wzajemnych stosunkach

A czy mamy jakiś plan ratunkowy na wypadek kryzysu?
Reklama
Działania ratunkowe zależałyby wówczas od ministra finansów. Tyle że byłyby to działania oparte na naszych budżetowych pieniądzach. W przypadku gdybyśmy nie mieli środków unijnych dla przedsiębiorstw czy na infrastrukturę, ministrowi finansów i całemu rządowi bardziej zależałoby na tym, by ratować finanse, niż planować inwestycje. A ten brak przełożyłby się na rozwój. Realność takiego scenariusza jest jednak minimalna.

>>> Polecamy: "The Economist": Koniec euro jest bliski

Dużo byśmy stracili?
W 2009 i 2010 r. połowę przyrostu polskiego PKB zawdzięczaliśmy środkom z UE. Dlatego w latach 2009 – 2011 nie miałam większych problemów z zabezpieczeniem w budżecie państwa środków na finansowanie projektów unijnych, w tym wkładu własnego. Choć na początku kadencji minister Jacek Rostowski nie był entuzjastą funduszy unijnych zmienił zdanie, gdy zobaczył, jak przekładają się one na wzrost inwestycji, nowe miejsca pracy czy wreszcie wpływy podatkowe. W tej perspektywie z Brukseli dostaniemy 68 mld, ale całość inwestycji wyniesie aż 113 mld.
O ile więcej pieniędzy będzie w kolejnej perspektywie?
Nawet jeśli nic złego nie wydarzy się w strefie euro, myślę, że może to być mniej niż wynikające z projektu nowego budżetu UE 80 mld euro. Ale na pewno będzie to kwota z przedziału 68 – 80 mld. Wtedy inwestycje w kraju powinny wygenerować ok. 150 mld euro, gdy uwzględnimy wkład własny i zastosowanie instrumentów zwrotnych.
PO nie przesadziła, obiecując w kampanii 300 mld zł z UE?
To była bezpieczna deklaracja. Te 80 mld euro z UE to tak naprawdę 320 mld zł. A więc obiecane 300 mld zł to suma z zapasem. Jest ona osiągalna, o ile „czarny lud”, czyli kryzys, się nie pojawi.
Czym się będzie różniła przyszła perspektywa od obecnej?
Cele wyznacza strategia Europa 2020. Będzie więcej pieniędzy na przedsiębiorczość, wyższe uczelnie i innowacyjność. Jeśli chodzi o transport, więcej środków będzie na kolej niż na drogi. Do omówienia są jeszcze kwestie społeczne, np. minimalny poziom Europejskiego Funduszu Społecznego w programach. Nie powinno być tak, że na poziomie KE ustalane jest, że np. dla woj. lubelskiego i obszaru paryskiego wynosi on tyle samo.
To oznacza, że będzie mniej pieniędzy na drogi.
Jeśli chodzi o drogi, to będziemy skupiać się tylko na tym, co trzeba dokończyć w przypadku dróg ekspresowych i autostrad. Na pewno pieniędzy będzie mniej na drogi lokalne, których modernizację i rozbudowę silnie wsparliśmy w obecnym i poprzednim budżecie.
Czego mają oczekiwać przedsiębiorcy? Czy będzie w końcu łatwiej uzyskać dotacje?
O uproszczeniach ciągle się mówi, ale nic z tego nie wynika. W regulacjach, które zaproponowała Komisja Europejska, uproszczeń nie widzę. W niektórych przypadkach wręcz przeciwnie. Na pewno będzie więcej pieniędzy na przedsięwzięcia łączące naukę z biznesem. Będzie więcej pieniędzy pożyczkowych, choć ciągle zachowamy przewagę dotacji. Dzięki temu fundusze będą się odnawiać wielokrotnie. Mają być programy wielofunduszowe, choć stwarza to problem techniczny przy wdrażaniu, gdy jeden projekt finansowany jest z dwóch zupełnie różnych funduszy. Na pewno zrobimy wszystko, by po pieniądze unijne było łatwiej sięgnąć. Będziemy rozmawiać o tym także z Komisją.
Kiedy poznamy efekty nowych regulacji?
Rozmowy o regulacjach rozpoczęliśmy dopiero w październiku, kiedy KE je opublikowała. Pod koniec 2012 r., czyli na zakończenie prezydencyjnego tria Polski, Danii i Cypru, powinniśmy mieć wynegocjowany budżet i gotowe regulacje – a więc ile pieniędzy mamy i na co możemy je wydać. Jeśli rozmowy się przeciągną, to nie rozpoczniemy wdrażania programów z początkiem 2014 r., co dla wszystkich krajów członkowskich będzie bolesne. W 2014 i 2015 r. będą właściwie tylko zwroty do budżetu państwa z obecnej perspektywy. Już w tej chwili trzeba przygotowywać do realizacji duże projekty. W przypadku dróg tak się dzieje, ale nie w przypadku kolei, które przecież będą głównym adresatem środków unijnych przeznaczonych na transport w następnym budżecie.