– udostępnieniu podróżnym względnie aktualnych rozkładów jazdy, co nie udało się rok temu;
– przygotowaniu pociągów do sezonu zimowego, co oznacza, że mają się one poruszać, a wagony powinny być ogrzewane;
– zapewnieniu zmarzniętym podróżnym na dworcach ciepłej herbaty, gdyby dwóch powyższych celów nie udało się zrealizować;
Reklama
– wprowadzeniu, zwłaszcza w okresach największego przemieszczania się rodaków (np. święta), systemów, które pozwoliłyby na ograniczenie liczby podróżnych: np. poprzez wprowadzenie rezerwacji w pociągach dotychczas rezerwacją nieobjętych.
Przecież to piętrowy – jak niektóre wagony – absurd. Można sobie wyobrazić, że polska kolej już na stałe będzie funkcjonowała w rytm następujących po sobie akcji: Zima, Ferie, Wielkanoc, Wiosna, Długie weekendy, Wakacje, 1 listopada, i z powrotem Zima. I za każdym razem minister infrastruktury będzie akcję publicznie anonsował, gonił do niej szefów spółek kolejowych, a potem z nich rozliczał. Nie tędy droga.
Sławomirowi Nowakowi, nowemu szefowi resortu infrastruktury, należy kibicować. Mimo wszystkich powyższych drwin z kolejowych mobilizacji. Bo od powodzenia misji Nowaka zależy los nas wszystkich. Tych, którzy chcą podróżować po Polsce, czy to koleją, samochodem lub samolotem. Jednak początek jego rządów oceniam jako nieudany. Pomijam kolejową akcję Zima, mam nadzieję, że się ona nie powtórzy. Bo gdzie tak właściwie jesteśmy – w kraju, gdzie przed zwykłymi o tej porze mrozami trzeba ogłaszać stan alertu? Kraju, który jest szóstą czy siódmą gospodarką Unii Europejskiej?
Niestety, od nowego ministra na razie nie usłyszeliśmy żadnego pomysłu na rozwiązanie problemów kolei. Można żonglować akcjami Zima i Wakacje, ale tak na dobrą sprawę nie wiadomo, co z przewoźnikami zarówno z Grupy PKP, jak Przewozów Regionalnych oraz kolei samorządowych będzie się dalej działo. Przy czym jeszcze koleje samorządowe budzą odruch sympatii, bo w tym całym przewozowym bałaganie radzą sobie jeszcze stosunkowo najlepiej. Natomiast warto byłoby dodać do tej układanki graczy całkowicie prywatnych, tak jak się to udało w przewozach towarowych. I wygenerować względnie konkurencyjny rynek, co musiałoby doprowadzić do poprawy jakości usług. Ale o tym minister milczy, na razie mamy akcję Zima.
Co więcej teraz to na kolej, według samego Sławomira Nowaka, przestawiono wajchę. O ile dobrze rozumiem wypowiedzi ministra, państwo już wypełniło swoją misję związaną z budową dróg i teraz przyszła pora na kolej. Całkowicie słusznie, tylko gdyby nie te drogi... Śmiem twierdzić, że jednak przy nich zostało jeszcze sporo do zrobienia. Mobilizacja wokół Euro 2012 spowoduje, że w ciągu kilkunastu, w porywach kilkudziesięciu miesięcy, będziemy mieli w kraju znacznie lepszą sieć dróg, tyle że dziurawą. Jedyną w pełni skończoną autostradą będzie A4, kompletną drogę ekspresową łączącą większe miasta, poza nieco dyskusyjnym wyjątkiem S3, też znaleźć trudno. A kończy się to tak, że po tych wszystkich szumnie zapowiadanych inwestycjach z takiej Warszawy we względnie cywilizowany sposób będzie się dało wyjechać w tylko jednym kierunku – A2 na Łódź, Poznań i Berlin.
Nie można zatem przestawiać wajchy. W tym kraju niestety tak mamy, że niezwykle istotne jest jednoczesne wyrywanie z zapaści zarówno kolei, jak i infrastruktury drogowej. Co do tej drugiej – znów od ministra nie sposób usłyszeć, jaki będzie pomysł na budowę tych dróg. Na razie mamy np. szacunki wielkości przetargów drogowych w najbliższych latach. I te kwoty budzą zgrozę – to jest powrót do zastoju z lat 90. Czy jest jakaś szansa na zmianę – nie wiadomo. Czy jest szansa na dokończenie strategicznej dla Polski autostrady A1 od Łodzi na Śląsk – nie wiadomo. Czy można ją zbudować w formule PPP, o czym od dawna się mówi, także nie wiadomo.
Nie sądzę, żeby odpowiedzi na te i setki innych pytań nie znał minister infrastruktury. Wynika to z bardzo prostego faktu – nie wierzę, żeby do tak istotnego resortu przyszedł bez przygotowania.