W tym roku ucieczka kapitału z Rosji może przewyższyć 85 mld dol. Im dłużej potrwa chaos polityczny, wywołany przez sfałszowane wybory do Dumy, tym bardziej wzrośnie podana suma. Inwestorzy boją się państw niestabilnych politycznie.

Możliwy drugi Egipt

Zdaniem eksperta moskiewskiego Centrum Carnegie Nikołaja Pietrowa, ostrzeżeniem dla inwestorów mogło być już wyrzucenie mera Moskwy Jurija Łużkowa, co świadczyło o eskalacji konfliktów wewnątrz elity władzy. Pietrow, cytowany przez „Financial Times”, mówi też, że im bliżej wyborów prezydenckich 2012 r., tym urzędnicy i politycy przejawiają większą tendencję do myślenia w kategoriach krótkoterminowych. Ostrzeżeniem numer dwa – świadczącym o topniejącej legitymizacji władz – są trwające od niedzieli protesty. Decydujące mogą się okazać wydarzenia w sobotę. Przeciwnicy Jednej Rosji zapowiadają protesty w 78 miastach w całym kraju. Frekwencja zadecyduje, czy sprzeciw stopniowo wygaśnie, czy – na wzór arabski – porwie kolejnych niezadowolonych. Eksperci na razie skłaniają się ku tej pierwszej opcji.
Reklama

Przestępczość straszy

Stabilność polityczna pozostawała do niedawna jednym z niewielu rosyjskich atutów w walce o inwestorów. Kurs rzeczywistego przywódcy państwa Władimira Putina był jasny i relatywnie przewidywalny. Wszystkie pozostałe wskaźniki – wysoki poziom korupcji i przestępczości, pogarszający się stan infrastruktury i mizerna swoboda prowadzenia biznesu – stanowiły raczej czynniki odpychające.
O 85 mld dol. wycofanego kapitału mówi oficjalnie ministerstwo finansów, utożsamiane zazwyczaj z liberalnym lobby wewnątrz tzw. wertykalu, pionowej struktury władzy. To równowartość 17 proc. rezerw złoto-walutowych Banku Rosji albo całość PKB średniej wielkości państwa europejskiego jak Słowacja. A jeśli dodać do tego odpływ kapitału w latach 2008 – 2010 oraz prognozę na 2012 r., wartość rośnie aż do 330 mld dol., co z kolei odpowiada wartości 2/3 rezerw i jest zbliżone do PKB Danii.

Koszty też nie zachęcają

W 2008 r. odpływ kapitału można było łatwo wytłumaczyć drastycznym spadkiem cen ropy na światowych giełdach. Od tej pory jednak ceny wróciły do przedkryzysowej normy, tj. okolic 100 dol. za baryłkę, ale na powrót inwestorów się to nie przełożyło. Dlaczego? Odpowiedź daje rzut oka na liczby. Jak wczoraj podały „Wiedomosti”, koszt montażu zachodniego samochodu w rosyjskim zakładzie jest o 5 proc. wyższy niż w Europie i o 15 proc. – 20 proc. wyższy niż w Chinach i Korei Płd. m.in. ze względu na wysokie koszty przeszkolenia personelu czy prądu. Dla państwa, które chce konkurować ze światem m.in. tanią siłą roboczą, takie informacje to prawdziwy cios.

Deja vu oligarchy

Władze wymusiły wczoraj na oligarsze Olegu Dieripasce utrzymanie produkcji w hucie aluminium w niewielkim Krasnoturjinsku, w zamian obiecując oddanie pobliskiej elektrowni, co obniży koszty produkcji. Pogłoski o zamknięciu jedynego w mieście zakładu wywołały zamieszki. Podobną historią Rosjanie żyli w 2009 r. Mieszkańcy Pikalowa oprotestowali wówczas decyzję o zamknięciu innej fabryki Dieripaski, po czym Putin – publicznie upokarzając oligarchę – zmusił go do wznowienia pracy.