Łapówki za projekty finansowane z Unii – takie mechanizmy odkrywają śledczy badający przetargi teleinformatyczne.
Trwające śledztwa mogą wkrótce doprowadzić do upadku wielu publicznych projektów informatycznych, które zdążyły pochłonąć setki milionów złotych – wynika z informacji „DGP”. Agenci CBA już są w resorcie spraw wewnętrznych, a wkrótce mogą się pojawić w każdym innym urzędzie centralnym, a także w gabinetach prezesów firm informatycznych.
Wstrząs w branży teleinformatycznej trwa od listopadowego zatrzymania i aresztowania Andrzeja M., szefa Centrum Projektów Informatycznych MSWiA, a wcześniej dyrektora policyjnej informatyki. – To człowiek, który robił interesy ze wszystkimi największymi graczami na rynku przez ostatnich osiem lat. Jego wiedza jest nieprawdopodobna i każdy może się czuć zagrożony – przyznaje menedżer jednej z międzynarodowych korporacji. Jak informowaliśmy na łamach „DGP”, Andrzej M. przyznał się już w sądzie do przyjęcia łapówki w zamian za zlecenie projektu wartego 100 milionów złotych wrocławskiej firmie NetLine. – Chodzi o e-usługi, dzięki którym obywatele mieli załatwiać różne sprawy w policji poprzez internet, np. zezwolenia na broń. Problem w tym, że projekt był w 85 proc. finansowany z unijnych funduszy – mówi osoba zaangażowana w informatyzację administracji.
Odkrycie korupcyjnego mechanizmu sprawi, że Bruksela prawdopodobnie zażąda zwrotu wydanych na projekt euro. Co więcej, prokuratorzy nie wykluczają, że sam Andrzej M. będzie mógł liczyć w przyszłości na tzw. małego świadka koronnego. To oznacza, że w zamian za informacje o przestępstwach, o których organa ścigania nie wiedziały wcześniej, wystąpią przed sądem o nadzwyczajne złagodzenie kary. W konsekwencji podobny scenariusz może się powtórzyć niemal we wszystkich projektach prowadzonych przez CPI MSWiA, czyli np. ePUAP, pl.ID czy OST 112. Nieoficjalne informacje może potwierdzać zachowanie agentów CBA, którzy przed tygodniem rozpoczęli oficjalną kontrolę w CPI MSWiA, w pierwszej kolejności żądając oryginałów umów podpisywanych na budowę ZMOKU. – To baza danych z ewidencją ludności, dowodów osobistych i aktami stanu cywilnego. Ważny element projektu pl.id, czyli stworzenia nowego, elektronicznego dowodu osobistego – wyjaśnia nasz rozmówca. Wykonawcę ZMOK-u wyłonił w trybie bezprzetargowym (powołując się na względy bezpieczeństwa państwa) jeszcze Andrzej M. i została nim firma Sygnity. Jak sprawdziliśmy w oficjalnych dokumentach, obecny szef CPI Zbigniew Olejniczak również bez przetargu powierzył ważny element tego projektu tej samej firmie. – Prześwietlamy wiele podobnych umów. W mojej ocenie nie było dotąd śledztwa, które może mieć tak poważne konsekwencje, czyli niestety grozi utratą setek milionów złotych z unijnych funduszy – wyjaśnia nasz rozmówca ze służb specjalnych. Niezamierzonym efektem np. upadku projektu pl.ID będą „turbulencje” odczuwalne w informatyzowaniu służby zdrowia. Bo zgodnie z założeniami nowy dowód miał nam służyć również jako przepustka do korzystania z usług medycznych.
Reklama
Co więcej, zdecydowane działanie służb w przypadku znanego w branży IT Andrzeja M. spowodowało, że do CBA trafiło mnóstwo informacji o możliwych nieprawidłowościach w innych urzędach centralnych: od Ministerstwa Finansów przez resort zdrowia po np. ABW.