208 osób, które dziś podlegają zakazowi wjazdu do UE i zamrożeniu aktywów, to ludzie oskarżani o udział w represjach po wyborach w 2004, 2006 i 2010 r. oraz niewyjaśnionych do dziś zaginięciach opozycjonistów na przełomie 1999 i 2000 r. Podczas poniedziałkowego posiedzenia Rady UE kryteria poszerzono o osoby i firmy czerpiące korzyści lub wspierające reżim w Mińsku. – Chyba coś jest nie tak z tą polityką. Te kryteria są tak sformułowane, że sankcje grożą każdemu obywatelowi, który dostaje pensję od państwa czy np. zasiłek na dziecko – krytykowała Maryja Wańszyna z MSZ Białorusi. Tak szerokie kryteria zabezpieczają jednak Unię przed pozwami osób z czarnej listy. – Im ogólniejsze kryteria, tym łatwiej udowodnić, że dana osoba je spełnia. Zmniejsza się też szansa skutecznego zaskarżenia tych środków – mówi DGP brukselski prawnik Tomasz Włostowski, ekspert w zakresie polityki handlowej UE.

>>> Czytaj też: Zbiedniejemy. Trzeba się z tym pogodzić

Otwiera to też przed Unią nowe możliwości nacisku na reżim. Do tej pory sankcje były na wpół martwe. Trudno np. zamrozić unijne aktywa sędziom czy dziennikarzom, którzy nimi po prostu nie dysponują. Zakaz wjazdu można zaś ominąć – w piątek z delegacji z Francji wrócił szef MSW Anatol Kulaszou, nr 80 na unijnej liście.

>>> Polecamy: Uczyć się czy zbroić? Polska szykuje się nie do tej wojny, co trzeba

Reklama
Ze względu na brak podstawy prawnej Unia nie mogła jednak poważnie uderzyć w zaplecze ekonomiczne reżimu. Na listę sankcji wciągnięto jedynie trzy kompanie należące do Uładzimiera Piefcijeua, który według amerykańskich dyplomatów lokował zagrabione przez rodzinę Łukaszenków państwowe pieniądze za granicą. Unia nałożyła też embargo na sprzedaż broni i materiałów, które mogłyby być wykorzystane do represji. Białoruska milicja będzie musiała się przy tłumieniu protestów zadowolić już kupionymi od Niemców volkswagenami.
Nowe regulacje, mówiące o wsparciu i czerpaniu korzyści, są dość niejasne, ale właśnie dlatego mogą być wykorzystane do podkopania pozycji oligarchów. Zwłaszcza tych, którzy opierają się na ścisłej współpracy z Dźmitrym Łukaszenką, który jako szef prezydenckiego klubu sportowego (PSK) jest pośrednikiem między ojcem a biznesem. Wśród partnerów PSK wymienia firmy Piefcijeua, ale też koncern Trajpł Jurego Czyża, zarabiający krocie w kilku branżach gospodarki, m.in. deweloperskiej, turystycznej czy spożywczej.
Czyż jest jednym z kandydatów do czarnej listy, która powinna być opublikowana w najbliższych dniach. Główną rolę w jej układaniu odgrywają służby dyplomatyczne i wywiadowcze państw UE. W przypadku Białorusi chodzi przede wszystkim o Polskę, Litwę i Szwecję.