Przez kilka ostatnich lat prowadził firmę doradczą. Teraz Marek Sidor wraca na rynek z nową linią lotniczą, którą nazwał Bingo Airways. Już ruszyła. W pozyskaniu kontraktów, a więc tym, co najtrudniejsze dla każdego przewoźnika, ma ją wspomóc touroperator - luksemburski Travel Holding, który został inwestorem w Bingo.

W branży od lat

– Marek Sidor to człowiek z niezłym poczuciem humoru. Zawsze go lubiłem – mówi Grzegorz Polaniecki, szef Enter Air, największego polskiego przewoźnika czarterowego.
Co ciekawe, mimo że Sidor tworzy biznes konkurencyjny dla jego firmy, trzyma za niego kciuki.
Reklama
Sidor jest absolwentem Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (obecnie SGH), ukończył też kilka lat temu podyplomowe Studia Zarządzania Lotnictwem w Akademii Obrony Narodowej.
Lubi podróże, interesuje się muzyką i sportem. Ma 61 lat.
Z lotnictwem jest związany od początku swojej kariery zawodowej.
– On jest 40 lat w branży. Musi mu się udać – mówi jeden z jego znajomych, pamiętający go jeszcze z LOT-u. W narodowej linii Sidor przepracował aż 26 lat. Był m.in. przedstawicielem firmy w Sztokholmie, dyrektorem biura marketingu, szefował też placówce LOT w Ameryce Północnej. To on praktycznie rozkręcił przedstawicielstwo LOT-u w Nowym Jorku i stał za sukcesem firmy na trasach atlantyckich. Wielu pamięta, jak zrewolucjonizował tamtejsze działające niemrawo biuro. – To on wpadł na pomysł, by przedstawicielstwo było otwarte 24 godziny na dobę – wspomina Cezary Orzech, obecnie rzecznik prasowy MPL Katowice-Pyrzowice.
Sidor szybko piął się w górę. Członkiem zarządu LOT-u w randze wiceprezesa został w 1998 r. Zajmował się siatką połączeń linii. – Był przednim ekspertem – ocenia go jeden z byłych współpracowników. Do tego stopnia, że w 2001 r. powierzono mu kierowanie spółką Eurolot, która obsługiwała krajowe połączenia LOT-u. Rok później był już na stanowisku prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego, nadzorującego działalność lotniczą w naszym kraju.

Szwajcarski balast

Gdy w 2003 r. minister infrastruktury Marek Pol odwołał Zbigniewa Lesieckiego, ówczesnego dyrektora Przedsiębiorstwa Państwowego „Porty Lotnicze”, Sidor jako szef Urzędu Lotnictwa Cywilnego sam złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska. To po dziś dzień jedna z bardziej niejasnych spraw w polskim lotnictwie.
Marek Pol uzasadnił decyzję o odwołaniu Lesieckiego i przyjęciu rezygnacji Sidora tym, że jako byli członkowie zarządu LOT-u pobierali bez wiedzy Skarbu Państwa dodatkowe wynagrodzenia od Swissaira, szwajcarskiego mniejszościowego udziałowca polskiego przewoźnika. Z ust Pola padły wtedy mocne słowa o moralności osób pełniących wysokie funkcje publiczne słowa, które nie powinny budzić żadnych wątpliwości.
Sidor na ten temat nie chce rozmawiać. Przypomina, że sprawa została wyjaśniona przez szwajcarski sąd i nikogo nie skazano. Tyle że ta historia ciągnęła się za nim przez długie lata. O funkcjach publicznych w naszym kraju mógł już zapomnieć. Za to był rozchwytywany za granicą. Pracował m.in. w węgierskim Malevie.

Pomysł konserwatysty

Kilka lat temu znowu pojawił się w Polsce. Zajął się doradztwem, prowadząc własną firmę konsultingową MARS. Od listopada zeszłego roku żyje nowym pomysłem – Bingo Airways. Pomysł na tyle szalony, że nawet część jego znajomych zastanawia się, czy mu się uda.
On sam nie ma wątpliwości. Jaką ma receptę na sukces? – Konserwatywne planowanie – mówi. Ma zamiar dostarczyć to, co obiecuje, czyli latać punktualnie, bezpiecznie i komfortowo.
Bierze na celownik kraje śródziemnomorskie, bo to podstawa polskiego rynku czarterowego. W tamte rejony lata przecież rocznie 3 mln pasażerów. Uważa, że dla nowych graczy wciąż jest w Polsce miejsce, o czym świadczy to, że w ciągu ostatnich 10 lat nasz rynek czarterowy potroił się, a w portach regionalnych zwiększył się nawet siedmiokrotnie.
Sidor precyzyjnie ustalił główne bazy firmy w Warszawie i Katowicach. Do innych miast samoloty Bingo polecą tylko na tzw. rotacjach, czyli nie będą tam nocować.
Sceptycy zwracają jednak uwagę na dwa istotne fakty, które mogą pokrzyżować plany Bingo. Dotąd niezakończony został proces certyfikacji linii w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Wciąż nie ma też umów z firmami leasingującymi samoloty. – Nawet przy znajomościach Sidora z tym może być problem – mówi prezes jednej z linii lotniczych.
Jednak patrząc na to, jak Sidor uporał się z najważniejszym problemem, przed jakim zawsze stoją początkujące linie, a więc z kontraktem z touroperatorem, można spokojnie czekać na kwietniowy debiut linii. Tym bardziej że kupno udziałów w przedsięwzięciu przez międzynarodową firmę zwiększa notowania linii w rozmowach z bankami o dalszym finansowaniu przedsięwzięcia.
250 tys. tylu pasażerów rocznie chce przewozić Bingo Airways
3,2 mln Polaków podróżuje w ciągu roku samolotem na wakacje
1 mln tylu turystów wybiera Egipt