Największymi ofiarami reżimu, który pracuje nad bombą nuklearną, mogą stać się kraje Zatoki Perskiej - twierdzi dziennikarz Bloomberga, Mustafa Alani. Konkurują one z Teheranem, ale nie mają żadnej wewnętrznej siły militarnej na tyle dużej, aby odstraszyć albo powstrzymać agresję ze strony Iranu.
>>> Czytaj też: Iran znów straszy Europę i winduje ceny ropy
Tak to przynajmniej wygląda z perspektywy Rijadu i innych stolic państw położonych nad Zatoką. Ani Arabia Saudyjska, ani Emiraty Arabskie nie wystosowały żadnego radykalnego stanowiska podczas międzynarodowej debaty na temat programu nuklearnego Iranu. Jednak ta powściągliwość nie jest przypadkowa i wynika ze strachu. Skrywa głęboką i zasadniczą obawę, którą zarówno Arabia Saudyjska, jak i Emiraty Arabskie odsłoniły deklarując, że są gotowe pokryć wszelkie dostawy ropy dla krajów, które będą ich pozbawione po nałożeniu przez UE sankcji na Iran.
>>> Polecamy: USA radykalnie zredukują broń nuklearną, ale dopiero po uzgodnieniu z Rosją
Iran wywoła wyścig zbrojeń w Zatoce
Bojkotowanie eksportu irańskiej ropy przez Unię oznacza lukę w dostawach 2,5 mln baryłek dziennie na międzynarodowych rynkach. To ostro podniesie ceny w górę i zdławi globalną gospodarkę, która właśnie teraz próbuje uciec przed recesją.
>>> Czytaj też: Iran gotowy na konstruktywną rozmowę, ale upiera się przy wzbogacaniu uranu
Saudyjczycy są przekonani, że Iran jest w stanie uzbroić się w bombę nuklearną jednocześnie będąc sygnatariuszem Traktatu z 1968 o nierozpowszechnianiu broni nuklearnych. To sprawi, że międzynarodowe porozumienie stanie się bezużyteczne. Wtedy Arabia Saudyjska będzie zmuszona sama zacząć szukać rozwiązań nuklearnych. Dzisiaj kraje te nie byłyby w stanie samodzielnie odeprzeć ataku Iranu.
>>> Czytaj też: Nieprzewidywalny Iran. Czy światu rzeczywiście grozi wojna? (analiza)