Goldman Sachs postanowił przeczekać burzę, jaka rozpętała się po liście jednego z byłych menedżerów, w którym opisał on nieetyczne praktyki banku. Taktyka przynosi pierwsze rezultaty. Po pierwszych nerwowych reakcjach giełd i spadku wartości firmy wczoraj GS zaczął się odbijać.
14 marca notowania Goldman Sachs na giełdzie nowojorskiej spadły o 3,4 proc., przez co kapitalizacja spółki zmalała o 2,15 mld dol. Jednak wbrew czarnym scenariuszom prognozującym dalszy odpływ inwestorów w czwartek notowania spółki zaczęły rosnąć. Gdy opadł kurz, okazało się bowiem, że to, co opisał odchodzący menedżer Greg Smith, na Wall Street jest tajemnicą poliszynela.
W czwartek media ujawniły wewnętrzną notatkę dla pracowników Goldman Sachs, podpisaną przez dwóch czołowych menedżerów Lloyda Blankfeina i Gary’ego Cohna. Odzwierciedla ona linię obrony banku, opartą na odwróceniu uwagi inwestorów od zarzutów Smitha w stronę laurów i nagród zdobywanych przez GS do tej pory. Odchodzący menedżer napisał we wtorkowym numerze „New York Timesa”, że bank skupia się wyłącznie na własnym zysku, ignorując interesy klientów, sprzedając im wątpliwe instrumenty finansowe i nazywając ich w wewnętrznej korespondencji pogardliwym mianem „mapetów”.
Reklama
„Co myślą nasi pracownicy o naszych relacjach z klientami? 89 proc. z was stwierdziło (w badaniu – red.), że nasza firma zapewnia wyjątkowy poziom usług (...). Raptem przed dwoma tygodniami Goldman Sachs został określony mianem jednego z najlepszych miejsc do pracy w Wielkiej Brytanii, gdzie ten pracownik (Smith – red.) rezyduje. Firma jest po raz trzeci z rzędu najwyżej notowaną spółką branży finansowej. Jesteśmy dalecy od ideału, ale gdy widzimy jakiś problem, odpowiadamy na niego poważnie i gruntownie. I wielokrotnie to udowadnialiśmy” – czytamy.
Inwestorzy po pierwszym ataku na biura maklerskie wyraźnie ochłonęli. Uznali, że tego, co w sposób sensacyjny ujawnił Smith, można się było spodziewać po pracownikach największego banku inwestycyjnego świata. Najcelniej ujął to w komentarzu założyciel funduszu hedgingowego T2 Partners Whitney Tilson. „Trudno nazwać newsem argument, że Goldman jest instytucją coraz mocniej nakierowaną na zysk, czasem kosztem interesów klientów, i że jego niektórzy pracownicy używają wulgarnego czy pogardliwego języka. Jaki będzie kolejny »szokujący« nagłówek? »Prostytucja w Vegas«?” – napisał Tilson.
Dlatego też nawet bezpośredni konkurenci Goldman Sachs nie starają się rozgrywać „Muppetgate”, jak ochrzciła całą sprawę amerykańska prasa, na swoją korzyść. „Nie chcę nigdy usłyszeć, że ktoś tutaj chce wyciągać korzyści z podejrzeń pod adresem naszego konkurenta. Nie prowadzimy interesów w ten sposób” – czytamy w e-mailu do pracowników banku J.P.Morgan, do którego dotarł Reuters.
„Muppetgate” coraz mniej emocjonuje również komentatorów. – GS mógł stracić 3 mld dol., ale wątpię, czy straci wielu klientów. Dokąd mieliby pójść, do grzecznych chłopców od Morgana Stanleya albo organizacji charytatywnej znanej jako Deutsche Bank? – pyta retorycznie komentator ekonomiczny kanadyjskiego „Globe and Mail” David Berman.