Stosunkowo prostym przedsięwzięciem wydaje się wydelegowanie tysięcy żołnierzy, by zaprowadzili porządek w kraju. Potem zaczynają się schody. W Somalii mamy obecnie kilkanaście tysięcy żołnierzy Unii Afrykańskiej – nie zrobiło się tam spokojniej, prawda? Misje zbrojne mają to do siebie, że są w stanie kontrolować tylko te okręgi, w których akurat w danym momencie operują. Szybko zmusza je to do pozostania w danym kraju na stałe bądź opuszczenia go z duszą na ramieniu. By ominąć ten problem, nawołuje się do sprzymierzania się z lokalnymi mieszkańcami czy przywódcami. Powstańcy syryjskiej opozycji mogliby przejąć schedę po obalonym prezydencie Asadzie. Z tego powodu pojawia się pokusa wybielania walczących jako ofiar krwawego reżimu.
Prezydent Asad jest jedną z niewielu osób na świecie legalnie ściągających muzykę, niemniej wobec opozycji jest obrzydliwie brutalny. Skąd jednak pewność, że powstańcy, których poprzemy, będą znacznie lepsi? Jak donosi Al Jazeera, Human Rights Watch potępiło powstańców syryjskich. Chodzi o poważne łamanie praw człowieka. Rebelianci dopuszczali się tortur, a nawet egzekucji, także wewnątrz własnego obozu, co więcej, uważali to za powód do chwalenia się. Takie złe rzeczy zdarzają się na wojnie i nie są czymś niezwykle szokującym. To jednak zimny prysznic dla wszelkich hurraoptymistów widzących już „siły stabilizacyjne” współpracujące z „demokratycznymi siłami” opozycji w odbudowywaniu wolnej Syrii. Nie ma żadnej gwarancji, że w przypadku zwycięstwa nie posypią się masowo głowy stronników prezydenta.
Reklama
Wojska interwentów będą musiały najprawdopodobniej czuwać nad bezpieczeństwem cywilów, co przygwoździ je do Syrii na długie lata. W ciągu dekady namieszaliśmy już trochę w świecie muzułmańskim, z marnymi rezultatami. Pora na dekadę wstrzemięźliwości.