Przed publikacją wskaźników PMI ze Starego Kontynentu, analogiczny indeks dla chińskiego sektora przemysłowego wypadł lepiej od oczekiwań ekonomistów (wzrósł do 53,1 pkt z 51 pkt). Był to najwyższy odczyt od blisko roku, ale może on wzbudzić podejrzliwość obserwatorów z dwóch powodów: po pierwsze, konstrukcja oficjalnego indeksu kładzie większy nacisk na duże podmioty, co w chińskich warunkach oznacza spółki kontrolowane przez państwo mogące na polecenie urzędników zwiększyć lub zmniejszyć zamówienia, a po drugie, silny wzrost tego indeksu kłóci się z sygnałami płynącymi z publikowanym przez HSBC indeksem PMI dla przemysłu, który od czerwca 2011 r. pozostaje poniżej poziomu 50 pkt. (z jednomiesięczną przerwą jesienią ubiegłego roku).

Europejskie wskaźniki nastrojów w branży przemysłowej także nie napawały w poniedziałek optymizmem. Indeks dla całej strefy euro spadł z 49 pkt. do 47,7 pkt. wskazując na pogłębiający się pesymizm menedżerów kierujących firmami produkcyjnymi. Słabość peryferyjnych gospodarek unii monetarnej nie jest zaskoczeniem - obecnie najbardziej niepokojąca jest koniunktura w Niemczech, gdzie indeks PMI w przemyśle po dwumiesięcznej przerwie powrócił poniżej poziomu 50 pkt. (spadł do 48,4 pkt). W ubiegłym tygodniu inwestorzy dowiedzieli się, że sprzedaż detaliczna w największej gospodarce europejskiej spadała nieprzerwanie od 4 miesięcy, co jest tym większym problemem, że na najwyższym poziomie strefy euro podjęto właśnie decyzje zwiększające odpowiedzialność Niemiec za ratowanie pozostałych gospodarek. Należy to kojarzyć bezpośrednio z utratą najwyższego ratingu przez Francję, co tuż po odebraniu jej ratingu AAA mogło oburzać lokalnych polityków, ale po poniedziałkowej publikacji indeksu PMI (spadek do najniższego poziomu od połowy 2009r.) wydaje się coraz solidniej uzasadnioną fundamentami decyzją.
Wzrost stopy bezrobocia w strefie euro do nowego rekordowego poziomu 10,8 proc. nie stanowił zaskoczenia dla ekonomistów, a sądząc po reakcji rynków walutowych i rynków akcji, również inwestorzy byli przygotowani na taki obrót spraw. W obliczu całej masy ważnych danych makroekonomicznych, które poznamy w dalszej części tego tygodnia, warto przede wszystkim obserwować, w jaki sposób rynki radzą sobie z rozczarowującymi odczytami. W ubiegłym tygodniu realizacja zysków na Wall Street nie wynikała bezpośrednio z publikacji żadnych danych z najważniejszych gospodarek, więc jeśli w dalszym ciągu zwiastuny recesji w strefie euro nie będą wprowadzać inwestorów w niepokój, można spodziewać się, że po raz kolejny na przestrzeni kilku tygodni inwestorzy przedwcześnie grający na spadki cen akcji wpadną w klasyczną pułapkę na niedźwiedzie.

Na warszawskim parkiecie więcej do powiedzenia mieli kupujący. WIG20, dzięki udanej końcówce notowań, wzrósł o 0,6 proc. zatrzymując się dokładnie na wysokości 2300 pkt. Po południu złoty zachowywał się spokojnie - za euro, podobnie jak w piątek, płacono 4,14 PLN, frank wycenianio na 3,44 PLN, a kurs dolara powrócił w okolicę 3,10 PLN.