W kampanii wyborczej przed kwietniowo-majowymi wyborami prezydenckimi nad Sekwaną dominują sprawy dotyczące polityki wewnętrznej takie jak bezrobocie, zadłużenie publiczne i poprawa konkurencyjności gospodarki.

Po marcowych wypadkach w Tuluzie, gdzie z rąk zamachowca zginęło troje uczniów szkoły żydowskiej i ich nauczyciel, na pierwszy plan wyszła walka z przestępczością i kwestia imigracji, zwłaszcza z krajów islamskich. Sprawy europejskie - takie jak kryzys eurogrupy i przyszłość UE - zajmują dużo mniej miejsca.

Przewodniczący paryskiego think tanku Europa Nova Guillaume Klossa powiedział PAP, że kiedy już UE pojawia się w wypowiedziach pretendentów do Pałacu Elizejskiego, to często jako "coś, co raczej budzi strach niż zwiastuje nadzieję". Eksperci zwracają jednak uwagę, by odróżniać typowe deklaracje wyborcze obu kandydatów - czasem skierowane także do eurosceptycznej części elektoratu - od realnych zamiarów polityków.

Jako przykład można podać słowa Sarkozy'ego z niedawnego wiecu w podparyskim Villepinte. Zagroził on wtedy, że jeśli układ z Schengen nie zostanie zreformowany i wzmocniony, aby ograniczyć napływ imigrantów, to Francja z niego wystąpi.

Reklama

Według Klossy te słowa prezydenta mają charakter "obietnicy wyborczej, która ma także wpłynąć na trwające negocjacje w UE w sprawie ewolucji układu z Schengen". "Jest więc mało prawdopodobne, by w wypadku zwycięstwa Sarkozy chciał przywrócić kontrole paszportowo-celne na francuskiej granicy" - uważa szef ośrodka Europa Nova.

Podobnego zdania jest politolog Bruno Cautres z paryskiego Cevipof (Ośrodka Badań Politycznych Sciences-Po), dla którego jest to przejaw gry, obliczonej na pozyskanie głosów dużej części wyborców. "Nie tylko we Francji słychać coraz częściej pytanie: dokąd zmierza Unia Europejska i jak poradzić sobie z masową imigracją. Sarkozy odwołuje się w swojej kampanii do tej wielkiej niepewności" - zauważa Cautres.

Różnica między obu kandydatami jest widoczna w kwestii sposobu rozwiązania kryzysu w grupie euro. Sarkozy był w marcu wśród przywódców 25 państw UE (poza Wielką Brytanią i Czechami), którzy podpisali forsowany przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel pakt o wzmocnieniu dyscypliny budżetowej w państwach unijnych. Obecny prezydent obiecał, że w wypadku reelekcji, będzie zmierzał do tego, aby parlament Francji jak najszybciej ratyfikował ten dokument.

Tymczasem Hollande wzbudził ostatnio niepokój w krajach UE swoją wypowiedzią, że jako prezydent będzie chciał renegocjować unijny pakt fiskalny. Zdaniem kandydata socjalistów, trzeba do umowy dodać klauzulę mówiącą o wysiłkach UE na rzecz zapewnienia wzrostu gospodarczego.

Tygodnik "L'Express" ocenił tę zapowiedź socjalisty jako jedną z "najbardziej nierealistycznych" obietnic w tej kampanii. "Tekst został przyjęty przez przywódców 25 krajów UE, którzy nie chcą nowych negocjacji, a Berlin czyni z szybkiego oddłużenia credo swojej polityki europejskiej" - twierdzi "L'Express".

Guillaume Klossa podkreśla, że żaden z dwóch kandydatów nie opowiedział się jasno za zdecydowanym marszem Francji w stronę Europy o charakterze federalnym. Według Klossy Sarkozy, choć poparł wzmocnioną dyscyplinę budżetową w strefie euro to jest zwolennikiem metody międzyrządowej, czyli podejmowania kluczowych decyzji przez wielkie państwa UE, przede wszystkim Niemcy i Francję, a nie przez instytucje unijne z siedzibą w Brukseli.

Skąd bierze się wstrzemięźliwość, z jaką Sarkozy i Hollande poruszają temat umocnienia więzi wewnątrz Unii Europejskiej?

Według Cautresa, wynika to z opinii francuskiego elektoratu, który w dużej mierze jest niechętny UE w obecnym kształcie. Ekspert przypomina, że w 2005 roku Francuzi odrzucili w referendum traktat konstytucyjny i podziały z tamtego okresu są wciąż żywe. "Jeszcze dziś aż jedna trzecia ankietowanych we Francji mówi, że chce powrotu do narodowej waluty, franka" - przypomina w rozmowie z PAP Cautres.

Wszystko to sprawia, że nad Sekwaną bardzo daleko jest do euroentuzjazmu, widocznego w tym kraju jeszcze dekadę temu. "Wraz z nadejściem kryzysu, Europa jest oskarżana o to, że miesza się w sprawy, które jej nie obchodzą. Jest idealnym kozłem ofiarnym" - twierdzi na łamach "L'Express" politolog z Cevipof, Pascal Perrineau.

"Tym rodzajem dyskursu, którym posługują się stale tacy kandydaci w wyborach prezydenckich, jak szefowa Frontu Narodowego Marine Le Pen czy szef Frontu Lewicy Jean-Luc Melenchon, zarazili się też czołowi kandydaci (Hollande i Sarkozy)" - podkreśla Perrineau.

Bruno Cautres zapewnia jednak, że mimo eurosceptycznych akcentów w kampanii tak Hollande, jak i Sarkozy są przekonanymi zwolennikami silnej Unii. Tak więc - zdaniem politologa - niezależnie od wyniku wyborczego Francji nie grozi po wyborach "antyeuropejski zakręt".