Rozmawiamy pod koniec Pańskiej wizyty w Polsce. Jak Areva ocenia realizację polskiego programu jądrowego?

Spotkałem się z przedstawicielami rządu i jestem przekonany, że polski program jądrowy jest na dobrej drodze. Energetyka jądrowa ma w Polsce dobre perspektywy. Przede wszystkim ze względu na poważne zapotrzebowanie na tanią, emitującą małe ilości CO2 i stale dostępną energię elektryczną. Ten sam kierunek obserwuję na świecie, gdzie w ciągu najbliższych 20 lat zapotrzebowanie na energię wzrośnie o 80 proc. Tymczasem otoczenie nie jest sprzyjające. Złoża paliw kopalnych stopniowo się wyczerpują, a zmienność ich cen rośnie. Widoczna jest, szczególnie w Unii Europejskiej, rosnąca presja na obniżenie emisji CO2. Polska podjęła więc prawidłową decyzję, aby zmienić „mix energetyczny”. Tym bardziej, że dziś niemal całkowicie uzależniona jest od węgla. Aktualnie na całym świecie pracuje 440 reaktorów. To pokazuje, że energetyka jądrowa jest jednym z najbardziej konkurencyjnych źródeł elektryczności.

Polska Grupa Energetyczna, która jest odpowiedzialna za budowę pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce, właśnie ogłosiła nową strategię, w której projekt został przesunięty o co najmniej trzy lata. Nie niepokoi to Arevy?

Realizacja programu jądrowego wymaga czasu. Na tym etapie, na jakim jest Polska, jednym z najważniejszych czynników jest poparcie społeczeństwa. Inne fundamentalne kwestie wiążą się z ustanowieniem odpowiednich regulacji prawnych. Przede wszystkim jednak musicie wybrać odpowiednią technologię. To wszystko wymaga czasu. Nie chcę oceniać czy Polska działa szybko czy wolno. Każdy kraj ma swój własny rytm. Pamiętajmy, że jeden reaktor taki jak EPRM będzie pracować przez co najmniej 60 lat. Ten czas razem z przygotowaniami i wygaszaniem urządzeń to wiele pokoleń. Rok 2023 wskazany w strategii PGE jako termin uruchomienia pierwszego reaktora jest rozsądny. Nie zmienia to faktu, że prace przygotowawcze muszą ruszyć natychmiast.

Reklama

W jaki sposób zdobyć poparcie społeczne? W jednym z miasteczek wskazanych jako potencjalna lokalizacja dla budowy elektrowni, zorganizowano już pierwsze referendum, w którym ponad 90 proc. ludności powiedziało atomowi „nie”.

Jednym z podstawowych błędów przemysłu jądrowego w przeszłości był brak przejrzystości, niewystarczająca komunikacja na temat bieżących projektów. Teraz to się zmieniło. Chcemy być transparentni i komunikować się z otoczeniem. Ludzie boją się rzeczy nieznanych. Ale z drugiej strony populacja żyjąca pośród działających reaktorów rozsianych po całym świecie jest ogromna i co najważniejsze zadowolona z tego sąsiedztwa. Spotykamy się nawet z opiniami ludzi, którzy przekonawszy się, że obecność reaktora daje korzyści ekonomiczne i nowe miejsca pracy chcą, aby budować u nich drugi reaktor.

Jak jednak przekonać ich do budowy tego pierwszego?

Po pierwsze trzeba tłumaczyć czym jest energetyka jądrowa. Jakie są przeszkody do pokonania, jakie korzyści, co można zyskać? Ludzie muszą być rzetelnie poinformowani czym jest radioaktywność. Dzisiaj często do społeczeństwa docierają złe informacje, ale one wcale nie dają obrazu czym jest energetyka jądrowa. Branża zrozumiała to dosyć późno. Teraz chcemy pomagać naszym obecnym i przyszłym klientom usprawniać komunikację ze społeczeństwem. Kraje posiadające elektrownie jądrowe, takie jak Finlandia, Szwecja czy Wielka Brytania, nie mają z tym problemu. Ten ostatni planuje budowę co najmniej sześciu nowych reaktorów i sprzeciw jest niewielki. Po Fukushimie, tak naprawdę z energetyki jądrowej wycofały się jednoznacznie tylko Niemcy. Pozostałe kraje dalej chcą z niej korzystać.

>>> Czytaj też: Kraszewski: Polska potrzebuje atomu, by móc korzystać z węgla

W opiniowaniu naszego projektu biorą udział Niemcy. W sprawie budowy elektrowni jądrowej przesłali mnóstwo uwag.

Niemcy mają sąsiadów, którzy z energetyki jądrowej korzystają od lat. Powtórzę to mocno, Niemcy to jeden z niewielu krajów na świecie, które wycofują się z atomu. Tymczasem świat i Polska potrzebuje taniej i czystej energii.

Świat chce również czuć się bezpiecznie. Reaktor EPR, który zaoferujecie Polsce, jest jednym z najnowocześniejszych na świecie. Japoński wypadek uwydatnił jednak potrzebę posiadania przez elektrownie pełnego pasywnego systemu bezpieczeństwa, którego EPR nie posiada. Czy rozważacie zmodyfikowanie technologii, tak by nie potrzebowała zewnętrznego zasilania?

To nieporozumienie, że pasywny system bezpieczeństwa uważa się za w pełni bezpieczny. Nie wierzymy w to. Nasze reaktory opierają się na połączeniu aktywnych i pasywnych systemów bezpieczeństwa. To oznacza, że bezpieczeństwo opieramy na kilku elementach. Pod względem zaprojektowania i wykonania konstrukcji betonowych EPR jest najmocniejszym reaktorem na świecie. Powłoka chroniąca reaktor jest w stanie wytrzymać upadek samolotu, a fundamenty są odporne na trzęsienia ziemi. Inną sprawą jest system chłodzenia reaktora, który w naszym przypadku jest kombinacją wielu zabezpieczeń. Podkreślę jednak, że w przypadku, gdyby to nasz reaktor uległ wypadkowi, konsekwencje do jakich doszło w Fukushimie nigdy nie miałyby miejsca. W sumie dysponujemy czterema systemami, które w przypadku awarii mogą działać zamiennie. Wreszcie w sytuacji, w której mielibyśmy do czynienia z naprawdę poważnym incydentem EPR posiada funkcje, które znacznie ograniczają uwalnianie promieniowania radioaktywnego na zewnątrz.

Jak zatem w przypadku EPR wyglądałby potencjalny scenariusz w sytuacji, w której reaktor utraciłby zewnętrzne zasilanie?

Nasz system chłodzenia posiada olbrzymie ilości wody, które dają czas do działania, a EPR posiada cztery systemy bezpieczeństwa, z których każdy wyposażony jest w cztery niezależne awaryjne generatory diesla.

Przy budowie reaktorów EPR we francuskim Flamanville oraz fińskim Olkiluoto Areva napotykała na wiele problemów z budżetem i harmonogramem. Jakie są największe zagrożenia dla realizacji polskiego programu?

W Finlandii mieliśmy do czynienia z absolutnie pierwszym reaktorem EPR. W każdym sektorze gospodarki są problemy z wprowadzeniem innowacyjnych rozwiązań. Proszę spojrzeć na doświadczenia Airbusa w przemyśle lotniczym. Pomimo opóźnień to dziś jeden z największych sukcesów komercyjnych. W Olkiluoto mieliśmy problemy, ale nie były one związane z technologią jądrową tylko z budownictwem oraz łańcuchem dostaw. Te ostatnie wynikały z tego, że w Europie od wielu lat nie wybudowano ani jednego reaktora. Musieliśmy znaleźć i wyszkolić odpowiednie firmy do współpracy. Zabrało nam to więcej czasu niż przewidywaliśmy. Potem rozpoczęliśmy projekt we Flamanville, a teraz pracujemy nad dwoma reaktorami w Chinach. Tam inwestycja realizowana jest zgodnie z planem i według założonych kosztów. Umieliśmy wyciągnąć wnioski z wcześniejszych trudności.

W Polsce nie wystąpią problemy z łańcuchem dostaw? Nigdy nie budowaliśmy elektrowni jądrowej.

Już dziś najważniejsze jest dla nas rozpoznanie jak największej liczby firm, które wezmą udział w łańcuchu dostaw. Pracując w Czechach udało nam się aż 70 proc. robót i materiałów zakontraktować na lokalnym rynku. To samo zaczynamy robić w Polsce. Rozpoznaliśmy już 20 podmiotów, z którymi jest możliwa współpraca przy jądrowym projekcie. Niektórzy z nich już z nami współpracują, to np. Elektrobudowa i Energomontaż Północ należący do Polimeksu-Mostostal. Mamy świetne doświadczenia we współpracy z Polakami. W pewnym momencie na budowie w Olkiluoto było ich w sumie 2 tys. i byli najliczniejszą grupą pracowników.

Czy w Polsce będzie możliwe powierzenie miejscowym firmom aż 70 proc. dostaw?

Na tym etapie nie jest możliwe podawanie konkretnych liczb.

Czy Areva dogadała się już z EDF w sprawie wspólnego staru w polskim przetargu?

Współpracujemy z EDF we Francji i na kilku innych rynkach, a więc jest to także możliwe w Polsce. Z decyzją o współpracy musimy jednak poczekać do ogłoszenia warunków przetargu.

>>> Czytaj też: Ekologia, czyli sposób na dobicie konkurencji

Czy z punktu widzenia Arevy kilkuletnie opóźnienie projektu jądrowego nie jest w zasadzie korzystne? Kiedy będą zapadać kluczowe decyzje, będziecie już dysponować większym doświadczeniem.

Będziemy mieć oczywiście większe doświadczenie. Zgodnie z naszymi planami, w 2016 roku będziemy mieli już cztery działające reaktory EPR i kilka innych w trakcie budowy, w tym na zaawansowanych etapach. Postawiliśmy sobie za cel zdobycie 10 nowych zamówień na reaktory do 2016 r.

Realizacja polskiego projektu będzie możliwa tylko po zbudowaniu konsorcjum firm gotowych podzielić się kosztami. PGE chce sprzedać od 25 do 40 proc. udziałów w projekcie. Czy może Pan wskazać jakiegokolwiek inwestora, który za wejście w spółkę wyłoży kilka miliardów euro, ale wciąż będzie tylko mniejszościowym udziałowcem w tak kosztownym i ryzykownym projekcie jakim jest budowa elektrowni jądrowej?

To wcale nie jest ryzykowny projekt! Energetyka jądrowa jest dziś najbardziej konkurencyjnym, tanim, czystym i dostępnym źródłem energii. A jeśli chodzi o finansowanie, inną ważną cechą jest przewidywalność. Zaczynając inwestować w tym sektorze wiemy doskonale jaka jest cena produkowanej elektryczności dziś i jak będzie przez kilkadziesiąt kolejnych lat. To wielka korzyść. Żadna z pozostałych gałęzi energetyki nie daje takiej pewności. To możliwe, bo koszt uranu to zaledwie 5 proc. wydatków na produkcję elektryczności. Nawet jeśli założymy, że jego cena idzie w górę o 50 proc., to cena elektryczności wzrasta zaledwie o 3 proc. Dla ropy, gazu czy węgla podobnz rachunek wygląda przerażająco. Wracając do pytania o potencjalnych inwestorów. Tak, uważam, że są inwestorzy skłonni wziąć udział w polskim przedsięwzięciu. Tym bardziej biorąc pod uwagę kontekst geopolityczny, tzn. politykę klimatyczną Unii Europejskiej i dążenia do ograniczania emisji CO2. Jest jeszcze jeden ważny aspekt. Z punktu widzenia inwestorów EPR jest atrakcyjny, bo posiada licencje w kilku krajach, a 4 reaktory tego typu są obecnie w budowie. To nie jest reaktor na papierze.

Skoro to taki świetny biznes, dlaczego Areva nie bierze pod uwagę zaangażowania finansowego w budowę polskiej elektrowni jądrowej?

Ponieważ nie zajmujemy się inwestowaniem. Jesteśmy dostawcami technologii. Możemy jednak pomóc naszym klientom w inżynierii finansowej, mamy do celu swoich ekspertów. Ale naszym biznesem nie jest inwestowanie.

Jaka jest przyszłość energetyki jądrowej, po tym co wydarzyło się w Japonii?

Na świecie nadal 2 miliardy ludzi nie maj dostępu do elektryczności. Nie uda się ich wszystkich podłączyć do sieci przy użyciu jednego lub dwóch źródeł energii. Potrzebny jest miks. Świat potrzebował i nadal potrzebuje taniej, bezpiecznej i dostępnej elektryczności. Fukushima niczego w tym względzie nie zmieniła. Dziś globalnie mamy 380 GW zainstalowanych mocy. Naszym zdaniem do 2030 r. ta liczba urośnie do 580 GW. Podzielamy pogląd wielu instytucji, które uważają, że światowy rynek energetyki jądrowej będzie rósł w tempie 2 proc. rocznie. Podobne tempo wzrostu przewidujemy na europejskim rynku. Dziś udział energetyki jądrowej w światowym miksie wynosi 13 proc. i twierdzimy, że w 2030 r. on nie spadnie. Po Fukushimie obniżyliśmy nieco nasze prognozy rozwoju rynku, ale to wciąż stabilna branża. Bez wątpienia jednak bardzo dynamicznie będzie się rozwijać sektor energetyki odnawialnej. Areva jest zresztą obecna w tym sektorze, zwłaszcza w obszarze morskich farm wiatrowych i elektrowni słonecznych typu CSP - Concentrated Solar Power.

Także w Polsce?

Mamy tutaj kilka firm inżynieryjnych, które dla nas pracują. Jesteśmy aktywni.

Czy możliwa jest współpraca z PGE, które planuje budowę morskich farm wiatrowych?

Jesteśmy do tego przygotowani. Odbyliśmy już kilka wstępnych rozmów z PGE w sprawie kooperacji przy projektach wykorzystujących odnawialne źródła energii.

W jakiej kondycji finansowej jest Areva? Ubiegły rok zakończyliście pierwszą od lat stratą operacyjną w wysokości ponad 1 miliarda euro.

Rzeczywiście, dokonaliśmy aktualizacji wyceny aktywów i utworzyliśmy rezerwy, czego skutkiem jest negatywny wynik finansowy za 2011. Areva ma już jednak nowy plan rozwoju przygotowany przez nowy zarząd. Zakłada on redukcję długów poprzez sprzedaż działalności niezwiązanej z naszą podstawową aktywnością w energetyce jądrowej i odnawialnej. Ograniczamy inwestycje, ale wciąż planujemy wydać 7,7 miliarda euro na rozwój w ciągu pięciu najbliższych lat. W tej perspektywie chcemy osiągnąć stały i przyzwoity zysk. Mamy ku temu podstawy. Inwestycyjny portfel zamówień Arevy w pięcioletniej perspektywie sięga 45 mld euro i wynosi pięciokrotność rocznych przychodów.

Padają zarzuty konkurencji, że Areva to państwowa firma i z tego powodu mniej godna zaufania.

Jest dokładnie na odwrót. Decyzja jaka stoi przed Polską to coś więcej, niż tylko decyzja biznesowa. Projekt jądrowy obejmuje w sumie nawet 100 lat współpracy. Areva nie występuje tutaj tylko w roli sprzedawcy, ale jako ekspert – mamy już na koncie ponad 100 skonstruowanych reaktorów. Jesteśmy tu po to, by wybudować nową gałąź przemysłu. To wielka szansa dla Polski.