W 222 lata po swojej śmierci najbardziej znany ekonomista w dziejach świata odpowiada na te i inne dylematy współczesnego kapitalizmu. Że nie zawsze przekonująco, to już niestety nie jego wina.
Nowa książka Studia EMKA celowo pozuje na apokryf. Na okładce widzimy tylko profil czcigodnego Szkota oraz tytuł jego najważniejszej książki „Bogactwo narodów”. W środku ojca współczesnego kapitalizmu jest już niestety o wiele mniej. Narrację snuje tu profesjonalna ghostwriterka książek biznesowych Karen McCreadie, która wcieliła się w interpretatorkę myśli Edynburczyka i rozwinęła 52 wątki przewijające się w jego twórczości. Od pytania, jak podnieść wydajność pracowników, po dylemat, kiedy w biznesie powiedzieć sobie dość. Całość pisana już po wybuchu kryzysu 2008 r., więc odniesień do gospodarczej rzeczywistości początków XXI wieku jest tutaj sporo.
Minirozdziały, z których składa się książka, są raz lepsze, raz gorsze. Generalnie Smith w wydaniu pani McCreadie wychodzi zazwyczaj na dobrego wujka. A to pogrozi palcem złym bankom, to znów przestrzeże przed zadłużaniem się po uszy przez prywatnych konsumentów. Trudno się jednak dziwić. Książka była w końcu pisana pierwotnie na rynek brytyjski, gdzie w 2008 r. banki znalazły się w jeszcze większych tarapatach niż w USA, a poziom zadłużenia prywatnego należy do najwyższych na świecie. Poza tym Karen McCreadie nie wymyśliła sobie Smitha moralisty. Nie jest tajemnicą, że przepełniony ideałami oświecenia Szkot uważał etykę za olej, bez którego sprawne funkcjonowanie nabierającej pędu kapitalistycznej machiny nie będzie w ogóle możliwe. W tym sensie twórca koncepcji „niewidzialnej ręki rynku” bardziej przypominał dzisiejszych alterglobalistów domagających się nałożenia ograniczeń na Wall Street i londyńskie City, niż Gordona Gekko głoszącego, że „chciwość jest dobra”.
W innych znowu miejscach autorka próbuje wyczytać u Smitha kilka dobrych rad z dziedziny zarządzania biznesowego, zdrowo się przy tym gimnastykując. Smith pisał przecież o gospodarce stojącej dopiero u progu rewolucji przemysłowej, której głównym problemem było to, czy jeden człowiek powinien produkować gwóźdź od początku do końca, czy też lepiej rozbić ten proces na specjalizacje. Odpowiedź, czy da się z liczącego sobie bez mała dwa i pół stulecia traktatu wyprowadzić przekonujące wnioski dla przedsiębiorstw działających w ponowoczesnej epoce 2.0, pozostawiamy ocenie szanownego czytelnika.
Reklama
Czy więc w ostatecznym rozrachunku warto sięgać po tę książkę? Chyba jednak tak. Może i pani McCreadie prochu w niej nie wymyśla, ale Smith to jednak zawsze Smith. Absolutny klasyk wszech czasów. Lotny umysł, który przewidział z grubsza cały proces rozwoju kapitalizmu, zanim system gdziekolwiek się jeszcze rozwinął. A także źródło nieustających odwołań i inspiracji w najróżniejszych dziedzinach ekonomii. Nie znać Smitha po prostu się nie opłaca. Dzięki książce McCraedie można się co nieco o spuściźnie czcigodnego Szkota dowiedzieć.
ikona lupy />
Adam Smith, „Bogactwo narodów”, Seria Tezaurus Idei, Studio EMKA, Warszawa 2012 / DGP