Obama chwalił rozwijające się gospodarki krajów Ameryki Łacińskiej, wskazując, że region ten otwiera przed Stanami Zjednoczonymi ogromne możliwości handlowe. Podkreślał, że do Ameryki Łacińskiej trafia 40 proc. eksportu USA, co zapewnia w Stanach Zjednoczonych prawie 4 miliony miejsc pracy. Z uznaniem mówił o Kolumbii i Brazylii, chwaląc te kraje za skuteczne rządzenie, umożliwiające trwały wzrost gospodarczy.

Komentatorzy podkreślają, że dominujące na zachodniej półkuli kraje Ameryki Łacińskiej mogą się pochwalić dużymi osiągnięciami ekonomicznymi. Większość notuje wzrost PKB, a niektóre, jak Brazylia, Kolumbia i Chile przeżywają prawdziwy boom. Rośnie w nich klasa średnia, a kryzys i recesja w latach 2007-2009 dotknęły je w mniejszym stopniu niż Stany Zjednoczone.

Do Cartageny nie zaproszono prezydenta komunistycznej Kuby Raula Castro, a w akcie protestu przeciwko temu zrezygnował z udziału lewicowy prezydent Ekwadoru Rafael Correa. Ze względów zdrowotnych w ostatniej chwili odwołał swój przyjazd chory na raka lewicowy prezydent Wenezueli Hugo Chavez.

USA i Kanada zdecydowanie sprzeciwiły się powszechnym wezwaniom do umożliwienia Kubie udziału w przyszłych szczytach. Minister spraw zagranicznych Boliwii David Choquehuanca powiedział agencji Associated Press, że szczyt w Cartagenie będzie ostatni, jeśli kolejne spotkania miałyby się odbywać bez Kuby.

Reklama

Szefowie dyplomacji Wenezueli, Argentyny i Urugwaju zapowiadali w przededniu szczytu, że prezydenci ich państw nie podpiszą deklaracji końcowej, jeśli USA i Kanada nie zrezygnują z blokowania udziału Kuby w następnych szczytach.

W Cartagenie prowadzono ożywioną dyskusję na temat legalizacji narkotyków. Obama powiedział, że jest otwarty na debatę, ale nie wierzy, by doprowadziła ona do legalizacji, postulowanej przez niektórych przywódców południowoamerykańskich, którzy sądzą, że depenalizacja narkotyków może być sposobem na walkę z kartelami narkotykowymi.

Obama argumentował, że odpowiedzią na kartele narkotykowe są społeczeństwa, mające silne gospodarki, rządy prawa i zdrową infrastrukturę organów ścigania. Przyznał zarazem, że odpowiedzialność za zredukowanie popytu spoczywa na krajach, do których trafiają wielkie ilości narkotyków.