Według ostatniego sondażu BVA Hollande może liczyć w pierwszej turze na 29,5 proc., a Sarkozy na 27,5 proc. głosów. W ostatecznej rozgrywce, zaplanowanej na 6 maja, socjalista ma pokonać kandydata centroprawicy z przewagą aż 12 punktów procentowych: 56 do 44.

Tegoroczne wybory są zatem dla Sarkozy'ego testem popularności, zwłaszcza że większość Francuzów negatywnie ocenia jego prezydenturę, zarzucając mu słabe wyniki gospodarcze kraju oraz odczuwając zmęczenie gwiazdorskim stylem sprawowania urzędu. Prezydent zastrzega, że jeśli nie wygra, wycofa się z życia politycznego.

Eksperci zwracają uwagę, że nie należy wszakże lekceważyć siły elektoratu pozostałych dwóch kandydatów: Marine Le Pen, szefowej skrajnie prawicowego Frontu Narodowego (14-17 proc. poparcia) i skrajnego lewicowca Jean-Luca Melenchona, przywódcy Frontu Lewicowego (13-15 proc.).

"Jako że we Francji głównymi ugrupowaniami politycznymi jest Partia Socjalistyczna i Unia na rzecz Ruchu Ludowego, dość logiczne jest, że ich kandydaci idą łeb w łeb w pierwszej turze, lecz może dojść do niespodzianek" - mówi PAP Pierre Bauby, profesor nauk politycznych z prestiżowego instytutu Science Po. i Uniwersytetu Paris VIII.

Reklama

Właśnie dostanie się - wbrew wszelkim oczekiwaniom i sondażom - do drugiej tury wyborów w 2002 r. ojca Marine, Jean-Marie Le Pena, przez wyeliminowanie socjalistycznego kandydata Lionela Jospina było we Francji szokiem. W Europie zaś wywołało zaniepokojenie wzrostem nastrojów skrajnie prawicowych nad Sekwaną. Ostatecznie zwyciężył Jacques Chirac, m.in. dzięki wyborcom lewicy, którzy po prostu zagłosowali przeciwko Le Penowi.

"Tradycja pokazuje, że w pierwszej turze wybieramy, a w drugiej eliminujemy. Wielu wyborców zagłosuje 6 maja przeciwko Sarkozy'emu, podobnie jak wielu przeciwko Hollande'owi, jeśli oczywiście ci dwaj przejdą do drugiego etapu" - tłumaczy Bauby.

Chociaż w pierwszej turze, prócz czterech wymienionych kandydatów wystartuje jeszcze sześciu innych, to nie mają oni żadnych szans przejść dalej. "Istnieje pojęcie tzw. głosu użytecznego. Ogranicza więc to szanse ekstremistów takich jak Le Pen i Melenchon; reszta kandydatów kompletnie się nie liczy" - zaznacza Bauby.

"Od zawsze trwa debata wśród wyborców na temat tzw. głosu użytecznego - czyli czy zagłosować na kandydata, który przejdzie do drugiej tury, czy na kandydata, którego się woli. Zaletą systemu większościowego jest to, że głosowanie odbywa się w dwóch turach: w pierwszej wybieramy, a w drugiej eliminujemy. 22 kwietnia prawdopodobne jest więc głosowanie na ulubionego kandydata" - ocenia w rozmowie z PAP Daniel Boy, politolog z paryskiego CEVIPOF (Ośrodka Badań Politycznych Sciences-Po).

Na uwagę zasługuje w kontekście drugiej tury, centrysta Francois Bayrou, który co prawda odrzuca tradycyjny podział lewica-prawica, ale w praktyce skupia wokół siebie tak wyborców prawicowych, jak i lewicowych z lekką przewagą tych ostatnich. Analityk instytutu badań opinii Ipsos Jean Francois Doridot uważa jednak, że Bayrou ma problem w znalezieniu sobie miejsca i "wyborcy nie widzą celu w głosowaniu na niego". Centrysta cieszy się 10-12-proc. poparciem.

W czasie kampanii socjalista Hollande, chcąc zabezpieczyć sobie poparcie ze strony skrajnie lewicowych wyborców, zwolenników Melenchona, ponowił propozycję, że jeśli zwycięży, to do rządu wprowadzi komunistów. "Ci, którzy wesprą mnie w drugiej turze wyborów prezydenckich, będą częścią większości parlamentarnej. Pomogą kierować Francją w rządzie" - zapowiedział Hollande. Wybory parlamentarne we Francji odbędą się w czerwcu.

Według urzędującego prezydenta dojście lewicy do władzy doprowadzi do "masowego kryzysu zaufania". "Jeśli zaczniemy zatrudniać kolejnych urzędników administracji państwowej, od nowa zaczniemy wydawać" - mówił Sarkozy, za którego kadencji zlikwidowano 100 tys. miejsc pracy w budżetówce.

Hollande zapowiada co prawda obniżenie o 30 proc. pensji szefa państwa, premiera i członków rządu, ale również powstanie w ciągu pięciu lat 60 tys. nowych etatów w edukacji publicznej.

Sarkozy próbuje od jakiegoś czasu zaskarbić sobie głosy skrajnej prawicy, dzięki czemu m.in. wygrał wybory w 2007 r. Zagroził, że jeśli układ z Schengen nie zostanie zreformowany i wzmocniony, to Francja go opuści. Według niego w kraju jest "zbyt wielu obcokrajowców", by system ich integracji działał dobrze. Jak zapowiedział, w razie wygranej będzie dążył do zmniejszenia liczby imigrantów.

Prezydent uważa, że propozycja Hollande'a renegocjacji paktu fiskalnego sprawi, iż "Francja znajdzie się na kolanach" w UE. "Nie chcemy Francji na kolanach, nie chcemy Francji, która straciłaby kontrolę nad swoim losem" - apelował w czasie kampanii.

Wielu analityków, w tym Pierre Bauby, jest przekonanych, że groźba Sarkozy'ego wyjścia z Schengen to typowo wyborcza zagrywka. "Zważywszy, że Sarkozy'ego znamy od lat z tego, że jest nieco nieprzewidywalny, nie ma gwarancji, że nie wystąpi z Schengen" - zastrzegł Bauby.

Daniel Boy mówi, że "bez wątpienia" wystąpienie prezydenta ws. Schengen było "grą na użytek kampanii wyborczej, nastawionej na pozyskanie bardziej prawicowych głosów należących do Marine Le Pen". Ekspert nie sądzi, by Francja z Schengen wystąpiła. "Zarówno we Francji, jak i w wielu innych krajach europejskich panuje zaniepokojenie, jeśli chodzi o kwestie imigracji zewnętrznej i wewnętrznej, łatwość przemieszczania się po Europie. Francuzi zdają sobie sprawę, że został wprowadzony złożony system, którego zburzenie byłoby bardzo skomplikowane. Sarkozy o tym wie" - zaznacza.

Według Hollande'a w obecnym kryzysie konieczna jest renegocjacja paktu fiskalnego, aby go "uzupełnić o klauzulę wzrostu gospodarczego". "Jeśli chodzi o pakt stabilizacyjny, to obecnie dyskusja jest otwarta. Wszystko będzie zależało od tego, czy Hollande dogada się w tej sprawie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. To jest obecnie kluczowe, a na razie nie wiemy, co się stanie" - zauważył ekspert CEVIPOF.

Kandydat socjalistów odpowiada w ostry sposób, atakując bilans rządów odchodzącego prezydenta. "Jeśli mamy do czynienia z utratą potrójnego A (odebrała go Francji agencja ratingowa Standard&Poor's), to z powodu rządów lewicy, czy prawicy?" - retorycznie pyta Hollande. "To z powodu zarządzania, jaki znamy: deficyt, który się akumuluje, rekordowy dług publiczny, deficyt w handlu zagranicznym, który osiągnął 70 mld euro" - wyliczał.

Podczas gdy Hollande planuje zmniejszyć deficyt, opodatkowując najbogatszych i unikając konkretnych cięć wydatków publicznych, prezydent broni bilansu, który - jak uważa - "pozwoli Francji uniknąć losu Grecji, czy Hiszpanii".

Przewodniczący największej centrali związkowej CGT Bernard Thibault przestrzega, że jeśli Nicolas Sarkozy zostanie ponownie wybrany, "wzrosną napięcia społeczne" w kraju. "To prezydent autorytarny. Jeśli zostanie wybrany, będzie tego jeszcze więcej. Prawa socjalne przejdą przez maszynkę do mielenia. Niepewność stanie się regułą" - powiedział Thibault.

Według Daniela Boya, najwięcej w kampanii wyborczej zyskał Jean-Luc Melenchon, spadek natomiast dotknął Francoisa Bayrou.

"Melenchon był pewnego rodzaju zaskoczeniem. Czasami nawet jego przeciwnicy przyznawali, że miał dobrą kampanię, która podejmowała bardzo tradycyjne, mocno zaangażowane kwestie lewicowe, bardziej na lewo od Partii Socjalistycznej" - ocenił ekspert. "Bayrou się trochę załamał. Obecnie jest postrzegany jako człowiek trochę osamotniony, nie jako człowiek, który ma do zaoferowania jakieś rozwiązania" - dodał.

Do głosowania uprawnionych jest 45 milionów Francuzów w tym liczącym prawie 66 milionów ludzi kraju.

Lokale wyborcze będą otwarte od godz. 8 do 20; pierwszych wstępnych wyników należy spodziewać się krótko po zakończeniu głosowania.