Co do tego, że dotychczas obowiązująca WPR była porażką, niemal nikt nie ma wątpliwości. Wprowadzenie restrykcyjnie egzekwowanych kwot połowowych, np. na dorsze, doprowadziło do ruiny wielu polskich rybaków, lecz nie wpłynęło pozytywnie na stan zarybienia. Doprowadziło też do absurdalnej sytuacji, w której rybacy muszą wrzucać z powrotem do morza martwe ryby.
Teraz Komisja proponuje m.in., by cała polityka związana z rybołówstwem była mniej zależna od Brukseli i bardziej brała pod uwagę regionalne uwarunkowania. A konkretnie, by prawo było w większej mierze współtworzone przez nadmorskie regiony. Tak więc to kraje z basenu Morza Bałtyckiego mogłyby zgłaszać pomysły co do rozwoju tego regionu.
Postulowana jest też ochrona małych firm zajmujących się rybołówstwem. Ale tu daje o sobie znać unijna biurokracja – miałyby być wprowadzone ścisłe limity wielkości łodzi rybackich. Kolejne rozwiązanie to wsparcie akwakultury, czyli m.in. sztucznego zarybiania akwenów. O ile w przypadku zbiorników śródlądowych, np. stawów, nie stanowi to problemu, zarybianie akwenów morskich budzi kontrowersje.
Najbardziej niebezpieczną, z polskiego punktu widzenia, propozycją jest przyznawanie przez Brukselę poszczególnym państwom indywidualnych kwot połowowych. W niektórych wypadkach, gdy kraj zostanie uznany za mało sprawny, Komisja nakazywałaby mu odsprzedanie kwot państwom lepiej zorganizowanym.
Reklama
Już pojawiły się nawet konkretne przykłady. Rybacy brytyjscy i irlandzcy, którzy ponoć nie są w stanie wypełnić przysługujących im norm, mieliby zostać zobowiązani do odsprzedania swoich kwot rybakom hiszpańskim (Hiszpania to potęga w rybołówstwie). Komisja wyszła z założenia, że Wielka Brytania i Irlandia nie mają wystarczającej floty połowowej, zaś Hiszpania dysponuje flotą, ale brakuje jej łowisk.
– To groźny przykład protekcjonizmu gospodarczego. Dla Polski tym bardziej niebezpieczny, że już pojawiają się sugestie, byśmy odsprzedawali swoje kwoty Duńczykom, bo rzekomo za mało łowimy. To brzmi jak prywatyzacja morza – przestrzega eurodeputowany PiS, były minister gospodarki morskiej Marek Grabarczyk. Dodaje, że takie rozwiązanie nie byłoby złe, gdyby zakładało dobrowolność. Są jednak naciski, by było obligatoryjne. Jak na razie polski rząd, mimo sprzeciwu ze strony branży rybackiej, nie zajął jednoznacznego stanowiska w tej sprawie.
Obecnie trwają prace nad opinią propozycji KE w komisji rybołówstwa Parlamentu Europejskiego. Głosowanie w tej sprawie wstępnie planowane jest na początek lata.