- Unia nie robi zbyt wiele dobrego na rzecz wzrostu gospodarczego. Jej celem jest budowa samej siebie, co może niestety doprowadzić w krótkiej perspektywie do rezygnacji ze wzrostu – mówił ostatnio Mario Monti, premier Włoch, podczas debaty z amerykańskim ekonomistą Josephem Stiglitzem. – Absurdem jest to, że kraje europejskie są karane nawet za lekkie przekroczenie równowagi budżetu, a potrzeba lat, żeby doprowadzić do ukarania tych, które naruszają normy jednolitego rynku – dodał włoski premier.

Te słowa padły już po tym jak hiszpański dziennik „El Pais” napisał, że Unia szykuje własny Plan Marshalla w wysokości 200 mld euro, w którym wzrost ma być pobudzony przez wzmocnienie kapitału Europejskiego Banku Inwestycyjnego, emisję obligacji na finansowanie infrastruktury oraz wykorzystywanie niewydanych funduszy unijnych. Doniesieniom tym nie zaprzeczył Herman Van Rompuy, przewodniczący Rady Europejskiej, który zapowiedział, że zaprosi unijnych liderów na kolację w czerwcu, aby omówić plan wzrostu, przed szczytem UE planowanym na 28-29 czerwca.

Mario Monti musiał o tym słyszeć, tak samo jak o propozycji „paktu wzrostu” zgłoszonej przez prawdopodobnego zwycięzcę wyborów prezydenckich we Francji – François Hollande’a, powtórzonej niezależnie przez szefa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego, a także o zmianie retoryki kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która nie mówi już o konieczności cięcia wydatków w każdym zdaniu.

Coś się w Europie zmieniło. Wiele krajów na własnej skórze przekonało się, że cięcia wydatków rządowych przy jednoczesnym oddłużaniu sektora prywatnego powodują zahamowanie wzrostu gospodarczego i zwiększenie relacji długu do PKB, to zaś wymusza dalsze cięcia i proces się powtarza. W recesji są dziś Grecja, Portugalia, Hiszpania, Włochy, Belgia, Holandia, a spoza strefy euro – Wielka Brytania, Dania i Czechy. Bezrobocie w strefie euro wyniosło 10,9 proc. co jest najwyższym poziomem w ciągu 13 lat istnienia wspólnej waluty.

To obraz ogólny, sytuacja konkretnych krajów bywa znacznie bardziej dramatyczna. W ciągu pięciu lat ratowania Grecji przez UE PKB tego kraju spadło o ponad 18 proc, bezrobocie zbliża się do 22 proc. a wśród młodych przekroczyło już 50 proc. Nic dziwnego, że w wyborach z 6 maja Grecy najpewniej pokażą rządzącym czerwoną kartkę. Według ostatnich sondaży dwie partie rządzące na przemian od lat – PASOK i Nowa Demokracja zdobędą najwyżej 38 proc. głosów. Politycy z obu ugrupowań już sugerują, że koalicja pomiędzy nimi może być krótkotrwała i kolejnych wyborów można spodziewać się nawet w czerwcu.

Mniej dramatycznie wygląda sytuacja we Francji. Bardzo pouczające było obserwowanie jak zmienia się stosunek europejskich przywódców do François Hollande’a w miarę marszu w górę jego notowań. Z nieznośnego socjalisty, który chce wysadzić pakt fiskalny, stał się liderem wskazującym Europie nowy kierunek – pakt wzrostu.

Hasło rzucone przez Hollande’a trafiło na podatny grunt. Na tle sporów o wprowadzenie oszczędności budżetowych upadły w zeszłym miesiącu rządy w Holandii i Rumunii, a rząd czeski co prawda uniknął tego losu, ale musiał obiecać prowzrostowe reformy. W Niemczech narasta strach, że Hollande mógłby stać się liderem tej oburzonej Europy, zamiast kontynuować tradycyjną oś Berlin- Paryż. Nie ma więc wyjścia i trzeba uciec do przodu, w stronę paktu wzrostu.

Problem w tym, że każdy z europejskich liderów źródeł tego wzrostu szuka gdzie indziej. François Hollande, jak na socjalistę przystało, uważa, że wzrost weźmie się z przeprowadzonych przez państwo dużych inwestycji, z podatku od transakcji finansowych i przesunięcia pieniędzy z europejskich funduszy strukturalnych na tworzenie miejsc pracy. Pozytywnie wypowiada się także o euroobligacjach.

Angela Merkel jak na chadeka przystało krytykuje te założenia. W niedawnym wywiadzie dla „Hamburger Abendblatt” powiedziała: „Ważne jest żebyśmy porzucili pomysł, iż wzrost zawsze musi kosztować więcej pieniędzy i prowadzić do drogich programów stymulacyjnych. Zrównoważony rozwój opiera się bardziej na edukacji i badaniach, innowacyjnym potencjale małych i średnich przedsiębiorstw, na racjonalnych płacach, a zwłaszcza na otwarciu rynku pracy”.

Czytaj cały artykuł na: