Indeks giełdy w Atenach spadł o ponad 4,5 proc. ciągnąc za sobą większość europejskich rynków akcji. Rozpisanie kolejnej rundy wyborów parlamentarnych w Grecji jest niemal równoznaczne ze zwiększeniem wpływu redykalnej partii zapowiadające wypowiedzenie międzynarodowych umów wymuszających nieakceptowane przez społeczeństwo wyrzeczenia. Ponadto makroekonomiczne dane o produkcji przemysłowej w strefie euro pokazały, że Niemcy, których przemysł w marcu złapał oddech po surowej zimie, przestają być w stanie bronić regionu przed recesją. W tym kontekście wiele wyjaśnią wtorkowe dane o dynamice PKB strefy euro w I kw. 2012r.
Na GPW WIG20 spadł o 1,9 proc., co było lepszym wynikiem od większość dojrzałych rynków zachodnioeuropejskich. Złoty, podążając za taniejącym euro, osłabiał się w ponadprzeciętnym tempie. Dolar i funt podrożały o ponad 2,5 proc., a amerykańska waluta kosztowała po południu już 3,36 PLN czyli o ok. 23 grosze więcej niż na początku miesiąca. Na rynku długu inwestorzy masowo przenosili kapitał na niemiecki rynek, co sprowadziło rentowności dzięsięcioletnich obligacji do nowych rekordowo niskich poziomów (poniżej 1,5 proc.)

Z jednej strony można pozytywnie odbierać informację, że Europejski Bank Centralny od dziesięciu tygodni nie korzystał z pieniędzy, które w ramach programu Securities Markets Programme mógłby przeznaczyć na stabilizację sytuacji na rynku długu. Z drugiej jednak widać, że asysta "nabywcy ostatniej szansy" przydałaby się niejednemu rządowi. Przykładowo rentowności obligacji Hiszpanii powróciły w poniedziałek do poziomów ostatni raz obserwowanych przed uruchomieniem przez EBC programu długoterminowych pożyczek dla banków (ponad 6,3 proc.). Gdyby nie bank centralny kondycja sektora bankowego w strefie euro prawdopodobnie byłaby już w opłakanym stanie, bo z opublikowanych w poniedziałek statystyk wynika, że w kwietniu banki hiszpańskie po raz kolejny zwiększyły uzależnienie od pieniędzy EBC do rekordowego poziomu - zaciągnęły w banku centralnym kredyt na 264 mld EUR netto (wobec 228 mld EUR przed miesiącem).

Obserwując zachowanie inwestorów przeceniających w poniedziałek akcje banków w Grecji czy Hiszpanii o ponad 5 proc. można sądzić, że kapitał duży kapitał zaczął przygotowywać się na kolejną serię wstrząsów, ale jednocześnie twierdzenie, że pożyczki LTRO w niczym nie pomogły nie jest uzasadnione. Na rynku międzybankowym w strefie euro płynność nie jest obecnie problemem, bo przykładowo trzymiesięczna stawka EURIBOR, czyli rynkowa cena kapitału systematycznie spada od wielu tygodni i jest obecnie poniżej 0,7 proc. czyli o połowę niżej niż jeszcze pół roku temu. Problemem jest natomiast wypłacalność instytucji finansowych z najsłabszych gospodarek strefy euro - w Grecji banki muszą stawiać czoła topniejącym w oczach depozytach, a w Hiszpanii w ubiegłym tygodniu rząd zmuszony był częściowo znacjonalizować jeden z największych banków, a później nakazał pozostałym zgromadzenie kapitału na pokrycie przyszłych strat z tytułu niespłacanych kredytów. Jeśli przypomnimy sobie, że od pół roku największe agencje ratingowe przygotowują się do rewizji ratingów sektora bankowego (widząc zmiany na rynku długu raczej nie w górę), coraz więcej argumentów zaczyna przemawiać za zastosowaniem się do powiedzenia "sell in May and go away".