Mimo wielu głosów mówiących, że przemówienie Obamy w Charlotte w Północnej Karolinie było miałkie i brakowało w nim wizji, Evan Soltas, jeden z publicystów Bloomberga, twierdzi że starający się o reelekcję prezydent wyznaczył w nim pięć celów gospodarczych dla swojego kraju.

Eksport

„Możemy pomóc dużym fabrykom i małym firmom podwoić ich eksport, a jeśli wybierzemy tę ścieżkę, przez cztery lata stworzymy milion nowych miejsc pracy w produkcji.”

To nie nowy cel – podobny pojawił się w przemowie Obamy już w 2010 roku. W tym czasie wydawał się on możliwy do zrealizowania ze względu na ówczesną sytuację w handlu. Jednak eksport nie wzrósł tak szybko jak byśmy tego chcieli – w styczniu 2012 roku był on o 28,7 proc. wyższy niż na początku roku 2010. Przy takim średnim tempie do 2015 roku zwiększy się on tylko o 65,6 proc.

Prezydent bezpośrednio ma relatywnie mały wpływ na eksport. Jego pole działania ogranicza się do wpływu na decyzje Rezerwy Federalnej w kwestii polityki pieniężnej, podczas gdy Departament Stanu może naciskać na nowe porozumienia o wolnym handlu – redukowanie zewnętrznych barier może również wesprzeć eksport. Obama wspominał też w swoich mowach o dofinansowywaniu produkcji.

Produkcja

Obama zapowiedział stworzenie do 2016 roku 1 miliona miejsc pracy w produkcji. Po dekadach strat w tym segmencie, wydaje się to przesadnym optymizmem, lecz wbrew pozorom jest wykonalne. Produkcja bowiem stanowiła ostatnio pozytywne zaskoczenie – w porównaniu do 2011 roku średni roczny wzrost miejsc pracy wynosił około 215 tys. W tej gospodarce dałoby się więc teoretycznie stworzyć milion nowych miejsc pracy w produkcji.

Dodatkowy pakiet ulg podatkowych mógłby też zwiększyć atrakcyjność amerykańskich produktów, podobnie jak dalsze luzowanie polityki pieniężnej.

Energia

„Jeśli wybierzecie tę ścieżkę, będziemy w stanie do 2020 roku zmniejszyć nasz import ropy o połowę i zwiększyć liczbę miejsc pracy w sektorze gazu ziemnego o 600 tys.”

Obietnica ta ma pewne podstawy w postępie, jaki stany Zjednoczone wykonały w kwestii rodzimej produkcji energii, związanej głównie z wydobyciem gazu łupkowego. Między rokiem 2005 a 2012 kraj zmniejszył import ropy o 42 proc., a okrojenie tej liczby jeszcze o połowę oznaczałoby, że USA importowałoby jedynie 4 miliony baryłek ropy dziennie – tak niskie poziomów nie zaznano od 1986 roku.

Cel ten jest więc do osiągnięcia. Podobnie racjonalne wydają się plany dotyczące miejsc pracy. Zatrudnienie przy produkcji gazu ziemnego zaczęło na nowo wzrastać, ale obecne tempo nie pozwala póki co oczekiwać wspomnianych przez prezydenta liczb. Jednak istnieją prognozy według których do 2035 roku ma w Stanach powstać nawet 1,4 mln nowych miejsc pracy w tym sektorze.

Edukacja

„Pomóżcie mi w ciągu 10 lat zatrudnić 100 tys. nauczycieli matematyki i fizyki,” mówił Obama w Charlotte. „Pomóżcie mi dać 2 milionom pracowników szansę zdobycia nowych kwalifikacji, których efektem będzie praca. Pomóżcie nam współpracować ze szkołami wyższymi w celu zmniejszenia przez najbliższe 10 lat o połowę wzrostu w wysokości czesnego.”

To również nie są nowe postulaty. Biorąc pod uwagę stały wzrost w edukacji, cele te są możliwe do zrealizowania nawet bez ingerencji politycznej. Od ponad dekady liczba nauczycieli wzrasta rocznie średnio o 65 tys., a udział w tej liczbie nauczycieli przedmiotów ścisłych można oszacować na około 20 procent, co oznacza, że cel ten jest już w trakcie realizacji.

Większym wyzwaniem będzie ograniczanie czesnego. Jego wysokość od lat ’80 rośnie w tempie o 4 proc. wyższym niż inflacja, a prezydent ma w ręku mało narzędzi mogących umożliwić mu realizację tego celu.

Deficyt

„Możecie wybrać przyszłość, w której zredukujemy deficyt budżetowy, nie obciążając przy tym klasy średniej. Niezależni eksperci stwierdzili, że mój plan pozwoliłby na zredukowanie deficytu o 4 biliony USD.”

W tej kwestii prezydent ma relatywnie dużą kontrolę – może on składać propozycje dotyczące budżetu i współpracować z Kongresem. Opcje są tu dość proste: zwiększyć dochody i/lub zmniejszyć wydatki. Republikanie kategorycznie sprzeciwiają się zwiększaniu dochodów, a zmniejszenie wydatków oznaczałoby zredukowanie usług lub wydatków publicznych.

Podsumowując, przemówienie Obamy nie zawierało propozycji wziętych z kosmosu. Jego cele w części są już w trakcie realizacji, a sam prezydent ma też realne możliwości działania w kierunku spełnienia większości obietnic.