Operator słowackich gazociągów Eurostream zgodził się uruchomić rewers w ramach swojego systemu przesyłowego, dzięki czemu już w połowie 2014 r. gaz z zachodniej Europy popłynie na Ukrainę.
Jak podał dziennik „Kommiersant Ukraina”, Słowacja kilka miesięcy zwlekała z podjęciem korzystnej dla Kijowa decyzji ze względu na groźby Gazpromu. Rosyjski koncern ostrzegł Słowaków, że pójście na rękę Ukraińcom oznacza istotne zmniejszenie przesyłu surowca przez ich terytorium. Zgodnie z obowiązującym do 2028 r. kontraktem przez Słowację ma przepływać na Zachód ok. 50 mld m sześc. rosyjskiego gazu. – Ale po uruchomieniu Nord Streamu Gazprom ma możliwość zmniejszenia przesyłu o co najmniej jedną trzecią – mówi „Kommiersantowi” urzędnik z ukraińskiego ministerstwa energetyki.
Po interwencji Komisji Europejskiej Słowacja nie przystała na warunki Rosjan. Stanowisko Brukseli jest twarde – blokowanie możliwości rewersu jest sprzeczne z europejską kartą energetyczną. KE wytoczyła ciężkie działa przeciw Gazpromowi na początku września. Wówczas po raz pierwszy oficjalnie wszczęła postępowanie przeciwko Rosjanom w sprawie naruszenia unijnych przepisów antymonopolowych. Zdaniem Brukseli Gazprom utrudnia m.in. konkurencję na rynkach Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie ma dominujące pozycje.
Wsparcie KE jest kluczowe dla Ukrainy, która szuka możliwości dywersyfikacji dostaw gazu, by zmniejszyć zależność od drogiego rosyjskiego surowca. Podczas gdy na rynkach unijnych 1000 metrów sześc. kosztuje 360 – 380 dol., Kijów musi płacić 430. Dzięki słowackiemu rewersowi Ukraina mogłaby dostawać dodatkowych 10 mld m sześć. gazu rocznie (dla porównania w przyszłym roku Kijów planuje zakupić od Rosji 24 mld m sześc.). Ale aby to było możliwe, ukraiński Naftohaz musi wybudować wart 18 – 20 mln dol. interkonektor (czyli rurociąg, który może tłoczyć paliwo w obu kierunkach) z Velké Kapušany do rur tranzytowych na terytorium Ukrainy.
Reklama