Komfortowe warunki zatrudnienia z silnymi związkami zawodowymi, względny spokój pracy, a to wszystko w połączeniu z bardzo wysokimi zarobkami. Z tym rajem jednak koniec.

„Strachfurt” – tak tygodnik „Die Zeit” określił niedawno nastrój we Franfurcie, czyli niemieckiej, a niektórzy twierdzą, że również w europejskiej stolicy bankowości. To tu siedziby ma przeszło 215 niemieckich instytucji finansowych, z takimi gigantami jak Deutsche Bank czy Commerzbank na czele. Nie mówiąc już o Bundesbanku oraz Europejskim Banku Centralnym oraz niezliczonej liczbie instytucji, które żyją w symbiozie z sektorem finansowym: renomowanych kancelariach prawniczych, wielkich firmach doradczych, niezależnych funduszach inwestycyjnych oraz towarzystwach ubezpieczeniowych. W sumie 73 tys. osób pracujących na potrzeby wielkiej finansowej machiny w sercu największej gospodarki Starego Kontynentu.

I właśnie oni wszyscy drżą od kilku miesięcy o swoją przyszłość. Według „Die Zeit” strach widać na wszystkich szczeblach, poczynając od najwyższych pięter szefostwa. Od początku kryzysu napływały stamtąd wieści utrzymane w tonie ostrożnego optymizmu. Pod koniec roku 2008 w wyniku bankowego trzęsienia ziemi po drugiej stronie Atlantyku (Lehman Brothers) niemiecki rząd musiał interweniować, wykupując długi dużego banku HRE specjalizującego się w kredytach hipotecznych oraz wstrzykując gotówkę w Commerzbank. Potem jednak wszystko jakby się uspokoiło. Commerzbank zacisnął pasa i spłacił kredyty państwu. A Deutsche Bank w ogóle przez pierwsze kryzysowe lata przeczył recesji, osiągając świetne wyniki finansowe.

Znów jednak się okazało, że rację mają ci, którzy mówili: pożyjemy, zobaczymy. Bo tak się przecież składa, że niemieckie banki to jeden z tych sektorów, które mocno się umoczyły, pożyczając pieniądze Grekom, Hiszpanom czy Portugalczykom. W jego interesy bardzo uderzyło też ogólne spowolnienie na europejskim rynku kredytowym. Do tego doszły jeszcze takie skandale jak niedawny policyjny nalot na centralę Deutsche Banku w związku z oskarżeniami o oszustwa podatkowe przy handlu certyfikatami na emisję CO2. No i coraz głośniejsze propozycje szykującej się do przejęcia władzy lewicowej opozycji (SPD–Zieloni), by pensje najważniejszych bankierów poddać ściślejszej regulacji. W sumie dobrych wieści brakuje. Nawet szef Commerzbanku Martin Blessing podczas niedawnego Europejskiego Kongresu Bankowego wskakując na scenę, potknął się i runął jak długi, wywołując śmiech całej sali.

Reklama

Za to zatrudnionym przez niemiecki sektor bankowy już nie jest do śmiechu. Już zostały zapowiedziane bolesne cięcia. Commerzbank chce oszczędzić do 2016 roku 1,8 mld euro. Deutsche Bank – 4,5 mld do 2015 roku. To nie są sumy, które można wygospodarować, likwidując służbowe przejazdy taksówkami. Szykują się wielkie zwolnienia i outsourcing (kierunek: Azja) całych bankowych działów. Po niespokojnej jesieni i zimie „Strachfurt” czekają jeszcze gorsze pory roku.