„Co TERAZ musi się wydarzyć, aby średnio i słabiej zarabiający nie byli już dłużej wypędzani z centrów naszych miast”. Taki był podtytuł tekstu otwierającego pierwszą stronę poczytnego hamburskiego tygodnika. Imponujące jest już samo ukazanie się tekstu i postawienie problemu w miejscu tak eksponowanym. Bo to kolejny dowód na to, że Niemcy jako społeczeństwo dostrzegają, jak fundamentalnym problemem jest miasto i mieszkalnictwo.
Ponieważ ludzie muszą gdzieś mieszkać, a na dodatek przez mieszkanie definiują swój społeczny status, popyt na nieruchomości jest tylko trochę mniej sztywny niż na jedzenie. Co więcej, doświadczenia ostatnich kilku dziesięcioleci dowodzą, że jeśli kwestię mieszkaniową puścimy zupełnie na żywioł, pozwalając, by o wszystkim decydował rynek, to wtedy ten skomplikowany mechanizm, jakim jest współczesne miasto, rozkłada się. Bogaci mieszkają z bogatymi, biedni z biednymi. Pękają więzi społeczne i powstają getta nędzy i dobrobytu. Jeśli kraj ma mniejszości etniczne (jak na Zachodzie), to migranci siedzą z migrantami i nie integrują się z resztą społeczeństwa. Z kolei jeśli ceny na najlepszych terenach śródmiejskich skaczą, to ludzie uciekają na przedmieścia. I stoją w kilometrowych korkach, tracą czas, nerwy, emitują więcej spalin. Słowem koszty, koszty i jeszcze raz koszty.
Akurat Niemcy należą do tych społeczeństw, które patrzą na te problemy w miarę trzeźwym okiem. Dzięki temu nie mają w Berlinie czy Hamburgu dzielnic, do których po zmroku lepiej się nie zapuszczać (wiem, co mówię, bo dłuższy czas mieszkałem w obu tych miastach). I to odróżnia ich od Paryża, Londynu czy Nowego Jorku. Teraz jednak nawet oni dostrzegli, że w mieszkalnictwie zaczyna dziać się coś niepokojącego. Bo w ostatnich latach ceny najmu rosną za Odrą bardzo szybko. Spółdzielnie wymawiają stare umowy, pozbywając się już nie tylko biedniejszych, ale też klasy średniej. Słynna gentryfikacja nabiera tempa trochę zbyt szybkiego.
I dlatego Niemcy szukają alternatyw. „Die Zeit” pokazuje np. przedsiębiorcę z Frankfurtu, który wpadł na pomysł, by stojące pusto powierzchnie biurowe przerabiać na mieszkania. Tygodnik chwali władze Bawarii za to, że stworzyły prawo, które zmusza dewelopera, by część zysku przekazał na fundusz, z którego tworzy się mieszkania socjalne, żłobki i przedszkola. „Zeit” apeluje też o większe wsparcie władz dla kooperatyw, czyli dobrowolnych zjednoczeń kilku lub kilkunastu rodzin, które razem kupują i remontują kamienicę, by potem w niej mieszkać.
Reklama
Piszę o tym, bo chciałbym, żeby temat podejmowały również polskie media i politycy. Byśmy jako społeczeństwo nie zamykali oczu na sytuację panującą w polskim mieszkalnictwie. Na horrendalne ceny mieszkań (faktycznie niewartych tej ceny) i plagę 30-letnich kredytów, która trawi od kilku lat polskie społeczeństwo. Z tym trzeba coś zrobić. I to szybko.
Co zrobić, aby słabiej zarabiający nie byli wypędzani z centrów miast? Niemcy rozumieją, czym jest miasto i więzi społeczne