W niedzielno-poniedziałkowych wyborach parlamentarnych Silvio Berlusconi powalczy o swoje czwarte zwycięstwo.

76-letni miliarder w ciągu kilku tygodni kampanii skutecznie zdołał nadrobić stratę do faworyta, przywódcy centrolewicy Piera Luigiego Bersaniego. Część ekspertów ostrzega, że powrót Berlusconiego – choć on sam zapewnia, że byłby tylko ministrem gospodarki – oznaczałby katastrofę dla włoskich finansów, ale inwestorzy giełdowi zdają się mieć odmienne zdanie. Według opublikowanych tuż przed ciszą wyborczą sondaży wśród osób, które już wiedzą, na kogo chcą głosować (blisko jedna trzecia była niezdecydowana), Bersani uzyskałby ok. 35 proc. głosów poparcia, czyli zbyt mało, aby samodzielnie utworzyć rząd. Zgodnie ze scenariuszem, o jakim zdaniem dziennika „Sueddeutsche Zeitung” marzy się w Berlinie, lewicowa koalicja mogłaby wówczas utworzyć koalicję z nowym ugrupowaniem Maria Montiego, który może liczyć na 15 proc. poparcia.

Nawet jeśli taki tandem wyjdzie zwycięsko z wyborów, opracowanie spójnego programu reform nie będzie łatwe. – Nie mamy nic wspólnego z ugrupowaniami centrolewicowymi – ostrzegł w tym tygodniu Monti w wywiadzie dla dziennika „Il Messaggero”. Bersani, który jest byłym komunistą, pozostaje mocno uzależniony od związków zawodowych i niechętnie odnosi się do cięć systemu zabezpieczeń socjalnych. To zaś zdaniem Montiego jest warunkiem odzyskania konkurencyjności przez znajdującą się w recesji i mocno zadłużoną (130 proc. PKB) gospodarkę. 61-letni przywódca lewicy chce ograniczenia podatków od dochodów osobistych, co jego zdaniem jest warunkiem zwiększenia konsumpcji, ale może także pozbawić budżet niezbędnych dochodów. Bersani uważa, że priorytetem musi być jednak ograniczenie bezrobocia i walka z korupcją, a nie uzdrowienie finansów publicznych. Jednak przeszkodą w zawiązaniu koalicji Bersani – Monti, oprócz różnic programowych, może być też wzrost poparcia dla ugrupowania Berlusconiego Lud Wolności.

W ostatnich sondażach zdobyło ono już 28 proc. poparcia, a zdaniem analityków ten wynik może być niedoszacowany, bo część respondentów wstydzi się przyznać do głosowania na Berlusconiego. Były premier sprzeciwia się kontynuacji programu oszczędnościowego Montiego i uważa, że przyjęcie przez Włochy paktu fiskalnego było błędem, bo uniemożliwi to szybkie przełamanie recesji. Chce przywrócić zlikwidowane przez dotychczasowego premiera ulgi podatkowe warte 3 mld euro rocznie, a w szczególności te dotyczące podatku od nieruchomości. Berlusconi sprzeciwił się także kontynuacji reformy rynku pracy zapoczątkowanej przez Montiego. Obiecał jednak, że nie ruszy reformy systemu emerytalnego przeprowadzonej w minionym roku.

Reklama

Na początku lutego miliarder zaproponował zlikwidowanie bardzo niepopularnego lokalnego podatku hipotecznego. Zaś w ubiegłym roku rzucił pomysł przebudowy włoskiej konstytucji w celu wzmocnienia, wzorem Francji, władzy prezydenckiej i ograniczenie kosztów funkcjonowania parlamentu. Zdaniem ekonomistów największego włoskiego banku inwestycyjnego Mediobanca powrót Berlusconiego do rządu spowoduje skok rentowności 10-letnich włoskich obligacji do przynajmniej 6–7 proc. i zmusi kraj do szukania w Brukseli ratunku przed bankructwem. Tak samo sprawy widzą analitycy innego banku, Nordei. Powrót Berlusconiego to niejedyny scenariusz, przed którym ostrzegają analitycy.

Innym jest uzyskanie bardzo dobrego (nawet 20-proc.) wyniku przez Beppe Grillo i jego Ruch Pięciu Gwiazd. Forsujący populistyczny program (m.in. referendum w sprawie wyjścia kraju ze strefy euro) komik mógłby się wówczas okazać niezbędnym elementem nowej koalicji wyborczej. Takich obaw zdają się jednak nie mieć inwestorzy. Przeciwnie, wczoraj rentowność 10-letnich włoskich obligacji wynosiła zaledwie 4,34 proc., wyraźnie mniej niż porównywalnych papierów hiszpańskich (5,13 proc.). To sygnał, że dla graczy giełdowych stabilność finansowa Włoch nie jest szczególnie zagrożona.