Rozmowa z Dariuszem Pachlą, wiceprezesem LPP:
Akcje LPP, właściciela m.in. marki Reserved i Cropp, mają najwyższą jednostkową cenę na warszawskiej giełdzie. Przekracza ona 6 tys. zł. Równocześnie wskaźnik cena do zysku wynosi w waszym przypadku 29,9, podczas gdy średnia dla spółek giełdowych to 26. Czy te wartości uzasadniają faktyczną wartość firmy?
Wycena spółki uwzględnia wiele czynników zależnych od spółki, ale też te od niej niezależne. Jestem przekonany, że wartość LPP, podobnie jak przez poprzednie lata, będzie się utrzymywała w trendzie wzrostowym. Mamy ambitne plany rozwoju, których realizacja w dłuższej perspektywie zapewni dalszy wzrost wartości firmy. Czy jednak cena jednostkowa akcji w danym momencie jest prawidłowa, czy nadzwyczaj atrakcyjna, czy też może zbyt wysoka – to nie jest mój kłopot. LPP nie zajmuje się kupowaniem i sprzedawaniem akcji, tylko projektowaniem, zlecaniem produkcji i sprzedażą ubrań. Skupiamy się na realizowaniu jak najlepszych wyników w danym okresie przy jednoczesnym, co chyba ważniejsze, zapewnianiu dobrego tempa rozwoju przez wiele lat. A ocenia rynek.
W sytuacji malejącego popytu na rynku przychody LPP w ubiegłym roku zwiększyły się o 29 proc., a zysk netto o 32 proc. Jak udało się osiągnąć taki efekt?
Reklama
Nie da się wskazać jednego czynnika, który wpłynął na naszą dzisiejszą pozycję. Wiele pozwoliło osiągnąć w ubiegłym roku sprzedaż w wysokości 3,2 mld zł i wypracować zysk operacyjny ok. 450 mln zł, zaś zysk netto na poziomie 355 mln zł.
Czy dzięki obecnej skali biznesu prowadzenie sieci i jej rozwój są tańsze niż przed laty?
Jesteśmy bardzo istotnym graczem na rynku i ważnym partnerem dla centrów handlowych. Wynajmujemy niekiedy 4,5 tys. mkw. w jednym obiekcie z przeznaczeniem dla sklepów naszych wszystkich marek. To stawia nas na czele stawki najemców. Podobnie jak to, że nasze salony są chętnie odwiedzane przez klientów, co jest także bardzo ważne dla centrum handlowego. Dzięki takiej pozycji udaje nam się wynegocjować nie tylko lepsze warunki najmu, lecz także atrakcyjniejsze czynsze oraz często finansowy współudział wynajmujących w wykończeniu naszych sklepów. Prawdą jest również, że dostawcy wolą współpracować z odbiorcami zlecającymi duże produkcje. Nasze zamówienia sięgają ok. 70 mln sztuk rocznie. W stosunku do małych podmiotów możemy zatem uzyskać lepsze warunki we współpracy z dostawcami.
Jakie są plany rozwoju sieci sprzedaży? Ile zamierzacie wydać na ich realizację?
W 2013 r. chcemy zwiększyć naszą całkowitą powierzchnię handlową o blisko 34 proc. W 2012 r. wyniosła ona 433,9 tys. mkw. i była wyższa o 26 proc. w porównaniu z 2011 r. Ostatnio wzrost wyników finansowych był skorelowany ze wzrostem powierzchni. Tak więc i w tym roku spodziewamy się utrzymania tej tendencji. A planowany wzrost powierzchni wynika nie tylko z dostępności lokali, ale i podpisanych wielu umów najmu. Spodziewamy się poza tym, że uda nam się utrzymać marżę zbliżoną do tej z ostatnich lat, czyli w okolicach 57 proc.
Czy tegoroczne inwestycje będą polegały tylko na uruchamianiu nowych sklepów?
Głównie będą to inwestycje w rozwój sieci sprzedaży. Przybędzie prawie 250 salonów. Obecnie nasza sieć liczy blisko 1100 sklepów. Zamierzamy wydać na ten cel ok. 360 mln zł. Dodatkowo w tym roku rozpoczniemy prawdopodobnie budowę kolejnych obiektów w naszym centrum dystrybucyjnym. Ta inwestycja będzie realizowana aż do początku 2015 r., a jej koszt to ponad 160 mln zł. Centrum logistyczne rozbudujemy, ponieważ wymaga tego rosnąca wielkość sieci sprzedaży. Po 2015 r. obecne obiekty byłyby niewystarczające dla zapewnienia obsługi wszystkich sklepów.
A jak przyjęła się na rynku marka Sinsay, której debiut nastąpił w marcu tego roku? Czy ona też będzie rozwijana?
Za wcześnie na poważne podsumowania, chociaż pierwsze reakcje klientów są bardzo dobre. Mamy obecnie 15 sklepów pod logo tej marki i niemal z każdym dniem przybywają kolejne. Do końca roku będziemy dysponowali 50 salonami. Mamy doświadczenie w tworzeniu nowych marek odzieży i konceptów sklepów. Sądzę, że tę drogę rozwoju jeszcze nieraz wykorzystamy.
W jaki sposób firma zamierza sfinansować nowe inwestycje?
Na pewno nie planujemy nowej emisji akcji. Inwestycje chcemy sfinansować własnymi zyskami oraz kredytami. Pieniądze akcjonariuszy nie są bowiem najlepszą drogą. W długiej perspektywie taki sposób jest najdroższy. Trzeba się przecież podzielić zyskiem z właścicielami. Ale nie tylko dlatego nie planujemy nowej emisji. Innym powodem jest to, że założyciele chcą nadal kierować spółką. Dzisiaj dysponują ok. 60 proc. głosów na WZA. Ewentualna emisja nowych akcji pozbawiłaby ich decydującego głosu.
ikona lupy />
Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie / Bloomberg / Bartek Sadowski