Związki zawodowe są przeciwne, gdyż liberalizacja jeszcze bardziej osłabi pozycję pracowników. Ekonomiści zwracają uwagę, że ceną liberalizacji będzie, tak jak w Niemczech, osłabienie popytu wewnętrznego i koniunktury.

Uelastycznienie rynku pracy zajmuje jak dotąd najbardziej (i za sobą skłóca) organizacje pracodawców i związki zawodowe. Zatrudniający tłumaczą, że bez uelastycznienia w czasach spowolnienia nie tylko nie mają szans na zwiększenie zatrudnienia, ale coraz trudniej jest im utrzymać także dotychczasową liczbę pracowników.

>>> Polecamy: Leming i moher, a co pomiędzy?

Związkowcy natomiast argumentują, że stosunki pracy są aż za nadto liberalne, a pojęcie elastyczności pracodawcy wykorzystują do tego, by móc zwalniać pracowników kiedy im przyjdzie na to ochota. Dla związkowców elastyczność, o jaką dopominają się przedsiębiorcy jest zaprzeczeniem poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji wśród pracowników. Tłumaczą też, że biznes często wykorzystuje idee elastyczności pracy do rugowania praw pracowniczych, ograniczania wypłat i zobowiązań zakładów pracy.

Reklama

Kwestie te rozpatrywane są więc publicznie tylko z perspektywy rynku pracy i wpływu, jaki na decyzje pracodawców mieć mogą mniej sztywne i mniej kosztowne przepisy pracy. Nie zwraca się natomiast uwagi na wpływ, jaki bardziej elastyczny rynek pracy może mieć na konsumpcję. O wpływie tym przypomina prof. Andrzej Sławiński, dyrektor Instytutu Ekonomicznego Narodowego Banku Polskiego (IE NBP).

Cały artykuł czytaj na www.ObserwatorFinasowy.pl